Tegoroczne mistrzostwa Polski w wyciskaniu sztangi leżąc odbyły się w Kielcach. W zawodach rywalizowały zarówno panie, jak i mężczyźni, od juniorów (do lat 18) po seniorów oraz dwie kategorie weteranów (W1 czyli 40-49 lat oraz W2 czyli 50-59 lat). Mirosław Synakiewicz rywalizował w ostatniej z nich, w kategorii wagowej do 93 kg. Po ciężkiej walce kwidzynianin pokonał wszystkich swoich rywali.
- W pierwszym podejściu było 145 kg, w drugim 152,5 kg i na tym się skończyło. W trzeciej próbie narzuciłem 157 kg i niestety nie dałem rady. Lewy łokieć nie chciał się wyprostować i próba została niezaliczona. Po prostu zabrakło pary. Choć szkoda tej próby na 157 kg, to ze swojego startu i medalu jestem bardzo zadowolony – mówi M. Synakiewicz.
Zanim jednak udało się zdobyć upragnione złoto kwidzynianin musiał przez 2 tygodnie zrzucić wagę,aby zmieścić się w ustalonym limicie. Po przyjeździe do Kielc doszedł kolejny problem: katar, kaszel i 38 stopni gorączki.
- Przez 1,5 roku nigdy nie byłem chory, a tutaj przychodzi start i rozwala mnie całkowicie. Na nogi postawiła mnie garść tabletek, bo nie mogłem przecież poddać się po tak długich przygotowaniach – mówi M. Synakiewicz.
Ostatecznie udało się pokonać wszystkie przeciwności oraz zdobyć upragnione złoto.
- Sam start i zwycięstwo dały mi na pewno dużo frajdy. O wiele bardziej cieszę się jednak z tego, że po tym wszystkim udało mi się wrócić do pełnej sprawności. To jest coś niesamowitego. Dzięki temu mogę sobie choć w części wyobrazić przed jakimi problemami oraz wyzwaniami stoją osoby, które wracają do siebie po różnych wypadkach. Jak ciężko muszą walczyć, żeby normalnie funkcjonować, nie mówiąc już o startach w zawodach – mówił M. Synakiewicz.
W przypadku zawodnika LKS Nadwiślanin Kwidzyn powrót do czynnego uprawiania sportu związany był bowiem z poważną operacją.
- Dwa lata temu przeszedłem operacje kręgosłupa szyjnego – wspomina zawodnik.- Wyskoczył mi krążek, w efekcie czego na ławce mogłem wycisnąć maksymalnie 40 kg. Po konsultacji z lekarzem postanowiłem przejść operację. Następnie 2 lata ciężkiej orki, aby w końcu wrócić do pełnej sprawności i startów w zawodach. Ostatnie 6-7 miesięcy było już całkowicie podporządkowane treningowi. Nie było odpuszczania, każdy trening musiał być wykonany w 100 procentach. Gdy czasem, chociażby z powodów zawodowych, nie mogłem wykonać zaplanowanego treningu to aż mnie roznosiło. Stało się to dla mnie jak narkotyk, po prostu stałem się uzależniony od trenowania – mówi M. Synakiewicz.
Zawodnika LKS Nadwiślanin Kwidzyn do startu przygotowywał trener Mirosław Tubaja.
- Naprawdę jestem mu bardzo wdzięczny za to, że chciał się zająć dziadkiem i poprowadził mnie to mistrzostwa – mówi zawodnik LKS Nadwiślanin Kwidzyn. - Na zawodach niestety nie mógł być. Tutaj wspierał mnie mój syn Przemysław, któremu też jestem bardzo dziękuję.
Kwidzynianin podkreśla, że choć przekroczył już pięćdziesiątkę to nadal trenowanie i starty dają mu dużo satysfakcji.
- Ciągnie wilka do lasu, niezależnie jaka to byłaby dziedzina sportu. Pracowałem przy piłce nożnej, ale jako chłopak trenowałem rwanie i podrzut. Jest coś takiego co zostaje gdzieś w środku, że po prostu potrzebuje się takiej adrenaliny i emocji – podkreśla mistrz Polski.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?