Ogień i Woda, felietonowe potyczki dwóch żywiołów
Zaistnieć
Gdy Arek wspomniał o rozdzielonych osłach z poznańskiego zoo, najpierw się uśmiechnąłem, ale potem z nietęgą miną skonstatowałem, że kolejna granica absurdu została złamana, bo trudno w innych kategoriach rozpatrywać interwencję poznańskiej radnej Prawa i Sprawiedliwości i powodowaną nią decyzję dyrekcji tej instytucji. Stop kopulacji! Stop naturze! Stop prokreacji?! Nie wiem czy z wnioskami można pójść aż tak daleko, ale można jeszcze dalej: Stop rodzinie! Do tego doprowadziła interwencja radnej, bo budząca zgorszenie para osiołków miała łącznie kilkoro ośląt. Na kilka dni zostały one bez ojca, który zostały odesłany na oślą łączkę lub jak kto woli, do oślej ławki.
Przejęty losem oślej rodziny aż zadrżałem, czy aby podobny dramat nie dotknął zwierząt z naszego minizoo. Już następnego dnia zameldowałem się tam z córką, ale odetchnąłem, gdy okazało się, że daniele nadal skubią resztki trawy w grupie, że kozom nikt nie broni walić się wzajemnie rogami z byka, że króliki mogą harcować, kopulować i rozmnażać się, że nikt nie rozdziela kur, kaczek, czy innych członków zwierzęcej menażerii. Widać, że u nas jest normalnie. Przynajmniej na razie.
Czytaj także: Kwidzyn. Ogień i Woda, felietonowe potyczki dwóch żywiołów. Błahostki
Pomyślałem sobie jednak, że interwencje i interpelacje na podobnym poziomie absurdu są charakterystyczne dla okresu kampanii wyborczej. To wtedy radni i politycy różnej maści i przynależności partyjnej zrobią niemal wszystko, by zaistnieć. Zaistnieć w mediach, zaistnieć w świadomości wyborców. Na naszym lokalnym podwórku bywa podobnie, bo przecież ktoś chciał już kiedyś ożywić ulicę Targową, a ktoś inny cmentarz. Ciekawe czy przed listopadowymi wyborami doczekamy podobnych "kwiatuszków". Ja profilaktycznie ogłaszam konkurs na najbardziej bzdurną, głupią, nierealną obietnicę przedwyborczą. Myślę, że niektórych kandydatów wcale nie będzie trzeba zachęcać do udziału, bo pomysły same będą im się sypały z rękawa. Choć muszę przyznać, że poznaniaków trudno będzie przebić, bo przed poprzednimi wyborami samorządowymi pewien radny PiS skarżył się na słonia-geja. To dopiero musiał być coming out.
Rafał Cybulski, redaktor prowadzący
Putin i księżna Kate
Myli się mój młodszy kolega sądząc, że idiotyzmy i absurdy są przypisane tylko jednej, wymienionej przez niego, partii. Głupota jest ponadpartyjna, ponad podziałami i ideologiami. Nikt nie da gwarancji, że za chwilę na lewicy nie odezwie się jakiś aktywista żądający, żeby wtorek był po czwartku, a z prawicy nie dobiegnie żądanie, aby psy szczekały tylko w dni nieparzyste - bo przeraźliwa chęć zaistnienia w mediach potrafi unicestwić ostatnią szarą komórkę w każdej mózgownicy.
Polecamy również: Kwidzyn. Ogień i Woda, felietonowe potyczki dwóch żywiołów - Służba zdrowia
To, co politycy i kandydaci na polityków będą obiecywać, to jest mały pikuś. O wiele ciekawsze jest to, co wyborcy chcą usłyszeć i na co czekają. W odróżnieniu od Rafała mam w swoim życiorysie epizody aktywnej kampanii wyborczej jako kandydat na radnego (i nigdy więcej). Były więc pytania "a załatwi mi pan wyższą rentę?", "a co pan zrobi, żeby leki były tańsze?"- i na nic się zdawało tłumaczenie, że od tego są posłowie, a radni to bardziej od spraw lokalnych. "No to, gdzie się facet pchasz skoro nic nie możesz załatwić?!"- i srrru drzwi przed nosem. Już wkrótce tabuny kandydatów ruszą w bój, rozgrzeją się do czerwoności blokowe domofony, klatki schodowe i skrzynki pocztowe zapełnią się wizerunkami radośnie uśmiechniętych twarzyczek marzycieli (bo i tak wiadomo, że 99 proc. chętnych do rządzenia nie ma żadnych szans). Ale i tak każdy z nich musi wiedzieć w jaki sposób zamierza odsunąć Putina od władzy, dlaczego księżna Kate jest znowu w ciąży i czy to prawda, że Amerykanie wcale nie wylądowali na Księżycu - bo skala problemów z jakimi boryka się przeciętny wyborca jest mega i giga, czyli, tłumacząc z polskiego na nasze, tych niewiadomych jest od groma i ciut ciut.
Dobre wychowanie nakazuje, by otrzymanych ulotek nie drzeć w obecności wręczającego, tylko dopiero po odejściu zainteresowanego. W dawnych czasach niepotrzebną makulaturę wieszało się na gwoździu w wychodku, teraz ten wariant odpada, bo wszystkie broszury są na kredowym papierze, czyli do tego celu nieprzydatne, bo za śliskie.
Jerzy Majda, felietonista "Kuriera Powiatu Kwidzyńskiego"
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?