Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kwidzyn: Wojciech Pohl mógł zostać sportowcem, ale wybrał inny pomysł na życie. Dziś tego żałuje

Arkadiusz Kosiński
fot. AK
Wojciechów Pohlów jest w Polsce zapewne dziesiątki. Lekarz, przedsiębiorca, basista niszowego zespołu. Tę trójkę podpowiada wyszukiwarka, gdy w ramkę wpisuję jego imię i nazwisko. "Nasz" Pohl, osadzony w Zakładzie Karnym w Kwidzynie, nie jest żadnym z nich, ale mógłby być po części każdym, gdyby kilkanaście lat temu nie popełnił błędu.

Miał szansę zostać sportowcem

Z Pohlem spotykam się biurze ochrony kwidzyńskiego więzienia. Na pierwszy rzut oka to zwykły facet, którego możesz spotkać w sklepie, czy na poczcie. Zwykły Kowalski, z niezwykłym życiorysem i osobowością.

- Wychowywałem się w Sopocie. Każdemu życzę takiego dzieciństwa, jakie miałem. Pełna rodzina. Komfortowe mieszkanie, brak problemów. Znajomi, przyjaciele - wylicza Wojciech Pohl.

W szkole trenował tenis ziemny, a potem pod skrzydłami Leona Walleranda (pierwszy trener Bogdana Wenty) piłkę ręczną. Z czasem zmienił szkołę na gastronomiczną. Miał nawet epizod ze studiami. Swoich sił próbował w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego (dziś AWFiS), ale po pół roku zrezygnował. Myślał o karierze sportowca, ale jego drogi ze sportem w pewnym momencie się rozeszły.

Czytaj również:**Zakład Karny w Kwidzynie: ''Skazani, ale nie potępieni"**

- Sport zszedł na dalszy plan, a na pierwszym pojawił się specyficzny świat złodziejaszków, ludzi, którzy dorabiali bokami. Świat niebieskich ptaków - mówi.

Alkohol, panienki i karty

Razem z grupą kilku znajomych rozpoczął beztroskie życie na krawędzi, pełne młodzieńczego zewu i szaleństwa. Kursowali między Olsztynem, Zakopanem, Warszawą, a Sopotem. Czuli się jak młode wilki i królowie życia. Absolutnie bezkarni.

- Bardzo często byliśmy zatrzymywani przez patrole policyjne, ale jeden z naszych kolegów był synem dowódcy Marynarki Wojennej i jedna legitymacja załatwiała sprawę - wspomina.

Wtedy zaczęły się suto zakrapiane imprezy, hazard. Prócz zabawy, nielegalnie handlowali ubraniami zza granicy i alkoholem. Pieniądze mieli codziennie, więc zwykła, codzienna praca raczej nie była im po drodze. Zwłaszcza, że Pohl miał porównanie, ile jest w stanie zarobić miesięcznie pracując np. w restauracji. W ten sposób przeżył kilka lat.

Pierwszy wyrok

Pierwszy raz trafił do więzienia, gdy miał 25 lat. W Warszawie handlował spodniami. Pewnego dnia potencjalny klient okazał się funkcjonariuszem milicji. Na 3 lata za nielegalny handel trafił najpierw do aresztu śledczego w Gdańsku, a potem do Kwidzyna. Po odbyciu połowy kary, został warunkowo zwolniony.

Później starał się żyć normalnie, ale jak przyznaje, "jeśli poznało się świat z tej drugiej strony, to wszystko wygląda już inaczej".

Zobacz także:**Kwidzyn: Osadzeni powiesili budki lęgowe**

Pewnego dnia coś w nim pękło. Dowiedział się, że jego zmarłej wcześniej, chorej matce, można było pomóc, ale najbliższa rodzina nie chciała przekazać pieniędzy na jej operację . Opowiada o tym mgliście i niezbyt chętnie, ale mocno akcentuje jedno: Wtedy byłem wściekły na cały świat - mówi.

- Stałem się człowiekiem wulgarnym, agresywnym. Znienawidziłem wiele osób z najbliższej rodziny. Zerwałem kontakty prawie ze wszystkimi - tłumaczy.

Właśnie wtedy doszło do tragedii, która odcisnęła piętno na jego całym późniejszym życiu.

- Zginęła jedna z osób z mojej rodziny, a ja przyczyniłem się do jej śmierci. Trafiłem do więzienia na bardzo duży wyrok - tłumaczy Pohl, a gdy próbuję dociec, co dokładnie się stało, nie chce o tym rozmawiać.

- Wymazałem ten temat z pamięci. Moja siostra prosiła mnie, żebym nigdy już o tym nie rozmawiał - odpowiada, a ja przestaję naciskać.

Po tym zdarzeniu zamknął się w sobie. Z czasem, po namowach więziennej psycholog, złożył obszerne zeznania, a Sąd Apelacyjny po ich wysłuchaniu, zmniejszył mu karę o połowę, bo uznał, że jego sprawstwo, było tylko pomocnicze. Wtedy trafił do Zakładu Karnego w Sztumie.

Gdy odbył karę 12 lat, wyszedł na wolność, ale w tle cały czas nierozliczone były jeszcze jego inne przewinienia m.in. wyłudzenia kredytów. Na kolejne 12 lat więzienia został skazany w 2006 roku i ten wyrok obecnie odbywa w kwidzyńskim więzieniu. Na wolność wyjdzie za 6 lat. Dziś bardzo żałuje tego, że jego życie potoczyło się właśnie w ten sposób.

- Dla mnie największym wstydem jest to, że za każdym razem, gdy z kimś rozmawiam, muszę powiedzieć, że jestem z zakładu karnego. Jeżeli ktoś się tego nie wstydzi, to jest już stracony dla społeczeństwa - mówi Pohl.

Zdolny pedagog i aktor

W więzieniu odnalazł nie tylko Boga, o którego istnieniu wspomina w swoich sztukach teatralnych ("Skazani, ale nie potępieni"), ale także właśnie drzemiący w nim aktorski talent. Kilkakrotnie miał już okazję występować na deskach kwidzyńskiego teatru, Czarnej Sali, a ostatnio nawet zakwalifikował się do drugiego etapu 57. Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego, który odbywał się w jego rodzinnym Sopocie. Chciałby też nakręcić film na podstawie swojego monodramu "Na krawędzi". W głowie siedzi mu też stworzenie teatru dla lalek.

Wraz z innymi więźniami, złapał świetny kontakt z dziećmi z Domu Dziecka w Ryjewie, czy kwidzyńskich podstawówek. Dla tych pierwszych, ostatnio razem z innym więźniem zorganizował jednodniową wycieczkę do Stegny. Maluchom ze szkół i przedszkoli opowiada np. o przyrodzie, wspólnie co roku przygotowując budki lęgowe dla ptaków. Niektóre dzieci poznają go nawet na ulicy. "Dzień dobry panie Wojtku" krzyknęła ostatnio na ulicy jedna z dziewczynek. Jego zaangażowanie w pracę z dziećmi doceniają nauczyciele, a co najważniejsze, ufają mu.

Słuchając o tym jak Pohl opowiada o rewelacyjnym kontakcie z dziećmi wierzyć się nie chce, że sam nie rozmawia ze swoimi. Ma za sobą nieudane małżeństwo i dwójkę dzieci. Nie utrzymuje z nimi żadnego kontaktu, bo była żona, zabrała je i wyjechała do Holandii. Sąd, mimo próśb nie wydał zgody, by mógł się z nimi spotykać.

Od jednego z dzieci z ryjewskiego Domu Dziecka, kiedyś usłyszał: - Wie pan co panie Wojtku, ale ja to bym chciał mieć takiego ojca jak pan. Wtedy robi mi się przykro - mówi Pohl i głos od emocji grzęźnie mu w gardle.

Po wyjściu na wolność chciałby zostać w Kwidzynie. - Spodobało mi się tutaj - przyznaje na koniec naszej rozmowy. A ja mam nadzieję, że spotkamy się kiedyś właśnie poza murem kwidzyńskiego więzienia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kwidzyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto