MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Blog Rafała Cybulskiego - Masochista, czyli kibic reprezentacji Polski

Rafał Cybulski
Setki kilometrów w samochodzie, busie lub pociągu, marznięcie na trybunach, ciągłe porażki i przekonywanie siebie samego, że jednak będzie lepiej - tak, kibicowanie polskiej reprezentacji piłkarskiej, to prawdziwy masochizm. Bo kto normalny z własnej, nieprzymuszonej woli sam sobie funduje takie męki? Niestety sam zaliczam się do grona takich masochistów. I paru moich kolegów również, razem byliśmy na meczu Polska-Ukraina.

Po powrocie z Warszawy długo zabierałem się do napisania tego tekstu, ale w końcu musiałem zasiąść przed klawiaturą. Głównie dlatego, że dziś biało-czerwoni zmierzą się z San Marino i boję się, że wysokie i efektowne zwycięstwo, znów może zasiać w moim kibicowskim sercu ziarenko optymizmu. A przecież w piątkowy wieczór, przemarznięty do szpiku kości i sfrustrowany, jak wielu innych, powiedziałem: NIGDY WIĘCEJ!

- Mówię serio, jeśli chodzi o kadrę, to robię sobie co najmniej dwuletnią przerwę - jako pierwszy obwieścił Krzysiek, gdy wróciliśmy ze stadionu do naszego kwidzyńskiego busa.
Zaraz potem podobne deklaracje złożyli inni, a rozmowy o zbliżonej treści zapewne obywały się również wśród kibiców spoza naszego busa. Zresztą już na stadionie, zamiast tradycyjnego "Polacy, nic się nie stało", piłkarzy pożegnały głośne gwizdy. Czegoś takiego na meczu reprezentacji jeszcze nie widziałem, choć byłem już na wielu meczach biało-czerwonych. A przecież niemal każdy z nich kończył się kibicowską traumą.

Byłem w Chorzowie, gdy w jakimś eliminacyjnym boju Polacy zremisowali z Węgrami 0:0, a do tego żadna z drużyn nie wypracowała nawet pół sytuacji strzeleckiej. W trakcie innych eliminacji, w tym samym Chorzowie, miałem niebywałą nieprzyjemność obejrzeć starcie z północnymi Irlandczykami. Również rozgrywane na żenującym poziomie i również zremisowane, tym razem 1:1. Takim samym wynikiem zakończył się mecz z Austriakami na Euro, którego byli współorganizatorami. Wielu uważało wtedy, że zwycięstwo we Wiedniu ukradł nam Howard Webb, ale ja widziałem z bliska, że nam się ono nie należało, bo graliśmy "bryndzę".

Ja byłem jeszcze na towarzyskim 0:1 z USA, zaś wielu moich kolegów na 0:2 z Ekwadorem w Gelsenkirchen, a ostatnio na 1:3 z Urugwajem. Czary naszej goryczy powinien już dopełnić jesienny wyjazd na Polska-Anglia, bo mecz na Basenie Narodowym odwołano, a my następnego dnia nie mogliśmy już pojechać do Warszawy. Jednak tego nam było mało, więc zafundowaliśmy sobie wyjazd na mecz z Ukraińcami. Ale teraz mówimy PAS. Ciekawe kiedy się złamiemy?

A na koniec, gwoli sprawiedliwości, dodam, że widziałem na żywo jeden zwycięski mecz reprezentacji. O eliminacyjne punkty graliśmy wtedy w Kielcach z "europejskim mocarzem" Armenią. I jaki był wynik? Wymęczone 1:0. To świetnie nawiązuje do dzisiejszego starcia z inną potęgą, San Marino. Miłego oglądania!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kwidzyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto