Przypomnijmy, że po kontroli Narodowego Funduszu Zdrowia, która w szpitalu odbyła się wiosną 2012 roku, wyszło na jaw, że na oddziale kardiologicznym przez lata zatrudniano "martwą duszę". Chodziło o jedną z lekarek, specjalistkę kardiologii, która figurowała w dokumentach składanych w NFZ, jednak od lat przebywała za granicą. W ten sposób szpital wykazywał dostateczną obsadę kadrową oddziału, przez co musiał potem oddać NFZ ponad 2 mln zł.
- Wśród oskarżonych w tej sprawie występują Wojciech K., Agnieszka R. i Ryszard U. - informuje prok. Ewa Burdzińska, szefowa Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz.
Wskutek wewnętrznych decyzji w prokuraturze to tej jednostce powierzono ostatecznie zbadanie sprawy.
W rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim" tuż po przedstawieniu zarzutów Agnieszka R. tłumaczyła, że w sytuację została wmanewrowana przez podwładnego, a konkurs na specjalistę kardiologii rozpisała "natychmiast po zapoznaniu się z sytuacją". Ryszard U. nigdy nie odniósł się do sprawy mimo naszych wielokrotnych próśb. Zarzuty szeroko skomentował za to Wojciech Kowalczyk (wyraził zgodę na przedstawianie go pełnym nazwiskiem).
- Specjalista nie musi być cały czas przy łóżku pacjentów. Co nie oznacza, że ci pozostawieni byli bez opieki. Na oddziale zawsze był dyżurujący lekarz, który w razie wątpliwości konsultował się z ordynatorem - zapewnia Kowalczyk.
Prokurator prowadząca śledztwo tłumaczyła jednak, że przedstawione zarzuty mają charakter "czysto dokumentowy".
- Nie rozpatrywaliśmy tego, czy były świadczone tam usługi kardiologiczne, ani też tego, czy pacjenci mieli zapewnioną na oddziale opiekę. To nie należało do meritum śledztwa.
Tymczasem jak dowiadujemy się w prokuraturze, jeden z wątków w śledztwie został wyłączony do odrębnego postępowania i prawomocnie umorzony. Dotyczył on dokumentacji złożonej w NFZ 20 stycznia oraz 13 kwietnia 2011 roku, tj. w czasie, gdy funkcję dyrektora pełnił Leszek Czarnobaj, obecnie senator z ramienia Platformy Obywatelskiej. Prokuratura stwierdziła, że w tym przypadku "brak jest znamion przestępstwa w postaci umyślnego przedłożenia nierzetelnych dokumentów w celu uzyskania kontraktu z NFZ".
Jednak nie tylko procesem kończy się kwidzyńska afera kardiologiczna. Zgromadzenie Wspólników spółki Zdrowie podjęło niedawno uchwałę ws. pociągnięcia do finansowej odpowiedzialności byłych prezesów szpitala w Kwidzynie. Firma EMC Instytut Medyczny, która dzierżawi od samorządu większościowy pakiet udziałów szpitala, nie zdradza jednak o których konkretnie dyrektorów chodzi.
- Uzasadnieniem formalno-prawnym podjętych kroków jest działanie byłych członków zarządu na szkodę spółki. Postępowanie w tej sprawie prowadzi kancelaria prawna - informuje Anna Szewczuk-Łebska, rzeczniczka prasowa EMC.
Dotychczas żaden pozew o zapłatę nie został sporządzony. Nieoficjalnie wiadomo, że jeden z byłych prezesów szpitala może mieć do zapłaty nawet 600 tys. zł!
- W chwili obecnej, z inicjatywy spółki Zdrowie, odbywają się wyłącznie posiedzenia ugodowe. Spółka ma nadzieję, że w ten sposób - na drodze rozmów i negocjacji - uda się osiągnąć porozumienie, bez konieczności sporu sądowego - podkreśla Szewczuk-Łebska z EMC.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?