MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Wróżka Maria z Susza opowiada nam swoją historię

(just)
Znają ją nie tylko w Kwidzynie, Prabutach czy Iławie. Odwiedzają ją ludzie z całej Polski, a także z Niemiec, Danii, Holandii, Szwajcarii. Cudzoziemcy przyjeżdżają z tłumaczami.

Znają ją nie tylko w Kwidzynie, Prabutach czy Iławie. Odwiedzają ją ludzie z całej Polski, a także z Niemiec, Danii, Holandii, Szwajcarii. Cudzoziemcy przyjeżdżają z tłumaczami. Niektórzy jadą do niej na pół godziny nawet dziewięć godzin. Po co? By poznać swoją przyszłość. Pani Teresa z Susza już 30 lat wróży z kart. Nie chce podać swojego nazwiska.

- Ludzie różnie reagują na to, co robię. Wolę być anonimowa. Jeżeli ktoś mnie potrzebuje, na pewno mnie znajdzie - mówi pani Teresa.
Jak przyznaje jest człowiekiem jak każdy z nas. Jednak by móc poprawnie wróżyć trzeba się z tym czymś urodzić. Nic nie pomogą kursy. Jej zdaniem nie wystarczy przeczytać kilku książek i skończyć kursu, by umieć wróżyć. Jej nikt nie uczył.
Ojciec był wróżbitą
- Karty fascynowały mnie już od dziecka. Jednak ojciec zabraniał mi nawet nimi grać. Dopiero po jego śmierci dowiedziałam się, dlaczego- wspomina wróżka. - Raz mój wuj zaproponował, że zagramy w karty. Takie zwyczajne. Po ich rozdaniu, ja zamiast figur widziałam: matkę, brata, jakiś ślub...
Gdy opowiedziała o tym rodzinie, dowiedziała się, że jej ojciec był wróżbitą, a także jego brat i ciotki. Miała wtedy 21 lat. Mieszkała w Gałdowie. Tam się zresztą urodziła i wychowała. Pierwszą osobą jakiej wróżyła był jej kolega.
- Przyjechał kiedyś do nas i opowiadał o swojej wizycie u wróżki. Powiedziałam mu, że niepotrzebnie do niej szedł. Ja mogłam mu powróżyć. Gdy rozłożyłam karty, okazało się, że widzę to samo, co tamta wróżka - opowiada pani Maria.
Pytają o dzieci
Teraz mieszka w Suszu i właśnie tutaj jej przygoda z kartami rozpoczęła się na dobre. Przychodzi do niej więcej mężczyzn niż kobiet. Chłopcy zawsze pytają czy będą mieli dzieci. Dziewczyn to nie interesuje, chyba, ze wróżka sama o nich wspomina.
- Praktyka czyni mistrza. W ten sposób poznaję ludzi. Teraz wiem, co czują, mimo iż czasami nie okazują swoich uczuć. Czuję, kto z nich jest dobry, a kto nie. Najgorsze jest to, że to co dobre długo trwa nim się spełni. Zaś to co złe trafia się nawet krótko po wizycie u mnie. Złe losy mogę wyliczyć nawet co do godziny. Czasem samą mnie to przeraża - mówi wróżka.
Szczęśliwa jest, gdy ludzie do niej wracają, mimo iż na początku nie wierzyli w jej słowa. Są też tacy, którzy traktują ją jak wyrocznię i mówią, że tylko jej mogą zaufać. Jak przyznaje ta odpowiedzialność bywa ciężka. Największą zapłatą jest dla niej uśmiech na twarzy wychodzącego z jej mieszkania człowieka.
Nie mam szklanej kuli
- Jedni się dziwią, że nie mam żadnej luki ani kota czy czarnych zasłon. Jestem człowiekiem, jak każdy inny i jeżeli czegoś nie wiem to nie. Mówię tylko to, co widzę w kartach. Czasami czuję pewność przepowiadanych wydarzeń, a czasami jej nie mam - podkreśla wróżka.- Jeżeli komuś przepowiadam wypadek, to nie jest to nieodwracalne. Wystarczy kogoś przestrzec i można mu uratować życie. Niestety, nie wszyscy słuchają moich rad. Pewien iławski taksówkarz trzy razy mnie sprawdzał. Uprzedzałam go, że tego i tego dnia nie powinien wsiadać do auta, bo będzie miał wypadek i uszkodzi pojazd. Za każdym razem kasował samochód. Teraz już mnie słucha.
Pani Maria przyznaje, że już chyba nie umiałaby żyć bez wróżenia.
Lubi spotykać się z ludźmi. Czasami, gdy coś ją zdenerwuje to odkłada karty i każe wszystkim mówić, że jej nie ma. Zwykle wraca po dwóch tygodniach.
Jak z lekarzem
- Większą radość sprawia mi sama rozmowa z ludźmi niż zarobione z tego tytułu pieniądze. Nie krytykuję ludzi, jednak po zachowaniu jestem ich w stanie ich ocenić, jacy są. Gdy ktoś jest dobry, to czuję od niego ciepło, gdy zły - zimno. Są też tacy, od których nic nie czuję. Tak jakby mumie, puści wewnątrz. Jednemu powiedziałam, że spełnią się jego marzenia. On zapytał się mnie: Jakie marzenia? Przecież nie mam żadnych - opowiada pani Teresa.
Rzadko mówi siedzącemu przed nim człowiekowi, że niedługo czeka go śmierć. Każdego to oczywiście czeka, ale jak powiedzieć to młodej osobie, pełnej życia i pogody ducha?
- Z wróżką jest jak z lekarzem. Jak wszystko idzie dobrze, to wszyscy go lubią i szanują. Jednak gdy nie uratuje jednej osoby, to będą na nim psy wieszali. Nie liczy się to, że wcześniej uratował życie dziesiątkom osób. Ze mną może być podobnie. Póki sprawdza się to, co przepowiadam to wszyscy przychodzą. Boję się pomyśleć, co będzie, gdy się pomylę- mówi wróżka.
Przychodzą nieszczęśliwi
Męczy się gdy widzi śmierć w kartach. Kiedyś starała się nie mówić o niej ludziom. Teraz zmieniła zdanie i jeżeli ktoś chce, by wszystko mówiła, to tak robi.
- Ostrzegam jednak, by się nie denerwować. Ja mówię tylko to, co widzę w kartach - wyjaśnia
Do wróżki przychodzą częściej biznesmeni, lekarze, ludzie dobrze sytuowani. Pytają czy uda im się załatwić jakiś ważną sprawę, czy pomyślnie dojadą, gdy wybierają się w podróż. Zwykłych ludzi jest mniej. Może nie wierzą?
- Najczęściej przychodzą ludzie z problemami, nieszczęśliwi. Zdziwiłabym się nawet, gdyby przyszedł człowiek zadowolony ze swojego życia - przyznaje wróżka. - Radzę kobietom, aby nie tolerowały złego zachowania mężów. Ja jestem traktowana ja królowa, to chciałabym aby inne też tak miały.
Są tacy, którzy przychodzą i pytają czy wygrają w totka. Są źli, gdy słyszą, że nie. Jej kuzyn prosił nawet by siedziała u niego w domu jak on będzie skreślał. Sądził, ze wtedy na pewno wygra. Niestety, w kartach nie było jego wygranej. Zdarzają się też osoby, które przychodzą nawet po gotowe cyfry.
- Nie udaję mądrzejszej niż jestem. Nie znam ich i dlatego nikogo nie okłamuję - mówi o sobie.
Sobie nie wróżę
Czy wróżka rozkłada karty dla siebie? 11 lat temu w kartach znalazła śmierć swojego syna. Powiedziała o tym mężowi. Przerażało ją to, że jest bezradna i nie może temu zapobiec. Wtedy obiecała, że nigdy więcej sobie nie powróży.
Ludzie traktują ją jak psychologa. Jedna dziewczyna przyniosła nawet bombonierę w ramach podziękowań, za ciepło i dobro, jakie wniosła do jej życia.
- Przyszła raz dwudziestoletnia dziewczyna, z płaczem. Chciała żeby ktoś wysłuchał co ma do powiedzenia. Jeżeli kogoś słucham, to poświęcam mu całą swoją uwagę, odrzucam wszystko inne. Może dlatego tak wielu opowiada mi o sobie. Ja nie pytam o nic, bo widzę wszystko w kartach- wyjaśnia wróżka.
Raz, w ramach podziękować, otrzymała także oryginalnego szampana z Szwajcarii. Jednak największą nagrodą dla niej jest, gdy ktoś przychodzi smutny, a wychodzi uśmiechnięty.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dlaczego pszczoły są ważne?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kwidzyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto