Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Tabularium: Biografia znanego kwidzyńskiego pedagoga

Rafał Cybulski
Małgorzata Zatorska
Małgorzata Zatorska Archiwum rodzinne
W kwidzyńskim Tabularium można kupić książkę napisaną przez kwidzyniankę o kwidzynianinie, biografię ojca autorstwa jego córki. Jej bohaterem jest Stefan Regulski

Stefan Regulski, to postać znana wielu mieszkańcom Kwidzyna, zwłaszcza absolwentom Technikum Mechanizacji Rolnictwa. Przez wiele lat był tam nauczycielem przedmiotów technicznych, pedagogiem cenionym przez kolegów nauczycieli, jak i przez uczniów. Na pewno był kimś więcej niż tylko nauczycielem, jest autorem pięciu szkolnych podręczników, recenzentem dziesięciu innych oraz twórcą wielu programów szkolnych. Zmarł przed dwoma laty w Stanach Zjednoczonych, gdzie wyjechał w 1994 roku, już jako emeryt. Jeszcze za życia jego biografię zdecydowała się spisać Małgorzata Zatorska, czyli jego córka. Zawarła w niej historię swoich dwóch rodów - Regulskich i Kwintów. Od niedawna tę książkę można kupić w kwidzyńskim Tabularium, czyli sklepie z pamiątkami, który mieści się w jednej z kamienic koło katedry.

Fragment książki:
Na początku października ziemia Hrubieszowska była już cała zajęta przez okupanta hitlerowskiego. Gdy zaczęły się bombardowania i we wsi pojawili się Niemcy, opuszczaliśmy nasze domy, nocowaliśmy w kartofliskach, lub na polach buraków, albo miesiącami koczowaliśmy w lesie. Ukrywać się musiała głównie młodzież z powodu łapanek i wywózki na roboty do Niemiec. Życie było całkowicie zdezorganizowane. Szkoły nieczynne. Powstawało tajne nauczanie, tak zwane komplety, ale uczęszczanie na nie było bardzo niebezpieczne, mogło grozić nawet śmiercią. Mimo to młodzież masowo podejmowała to ryzyko, ja w ten sposób zaliczyłem pierwszą klasę gimnazjalną.

Minęła wojenna zima 39/40, którą wszyscy szczęśliwie przeżyliśmy, a wiosną rozpocząłem swoją pierwszą w życiu pracę zarobkową. Zatrudniłem się w tutejszej mleczarni na etacie fizycznym. Musiałem wstawać bardzo wcześnie, aby być na stanowisku już o godzinie 5 – tej rano, kiedy rolnicy zaczynali zwozić mleko. Pracę kończyłem o godzinie 17 – tej, ale często zostawałem znacznie dłużej. Moim obowiązkiem było przyjmowanie świeżego mleka, później - za pomocą mechanicznej wirówki – oddzielanie śmietany i odstawianie do schłodzenia. Gdy zgromadziło się kilka tysięcy litrów, wlewano śmietanę do specjalnych beczek o pojemności około 1500 litrów. Każda beczka miała na końcach korby i kręcona była przez dwie osoby. Była to bardzo ciężka praca, dlatego często wymienialiśmy się z kolegami. Dzięki mojej dobrej kondycji, jako piętnastolatek mogłem podołać temu wysiłkowi.
Kiedy masło było już gotowe szklany wziernik znajdujący się w obudowie beczki robił się przezroczysty. Wówczas otwieraliśmy pokrywę, wlewaliśmy 15 litrów zimnej wody, ponownie ją zamykaliśmy na zaciski metalowe i jeszcze trochę kręciliśmy, aż masło się oddzieliło. Gotowy produkt pakowaliśmy do mniejszych, 50 kilogramowych beczek, a te wysyłano do Lublina.

Do Hostynnego na czas okupacji zjechało sporo rodzin i z Lublina, i z Warszawy. Byli to uciekinierzy, którzy często opuszczali swe domy w wielkim pośpiechu i prawie nic ze sobą nie zabierali. Teraz ciężko im było przeżyć, dlatego chętnie przychodzili do mleczarni po maślankę. Gdy nie mieli czym zapłacić proponowali pomoc przy kręceniu korbą. Pewnego razu, gdy beczka
miała zwolnioną pokrywę, a my poszliśmy po wodę i na papierosa, do beczki podeszło dwóch takich właśnie pomocników. Sądzili, że my obok wypoczywamy i gorliwie wzięli się do pracy. Chwycili z dwóch stron za korby i energicznie przekręcili beczkę. Pokrywa oczywiście spadła, a cała zawartość wylała się na podłogę. Na szczęście w mleczarni panował reżim higieniczny, podłoga musiała być zawsze idealnie czysta. Aby jej mycie przebiegało sprawnie i szybko, w posadzce znajdował się kanał odpływowy na brudną wodę. Tym właśnie kanałem nasze masło z maślanką w szybkim tempie zaczęło wypływać na zewnątrz i dalej na pole pobliskiego rolnika. Czym się tylko dało zatykaliśmy otwór, a pozostałą, ok. 10-cio cm warstwę zbieraliśmy do wszystkich naczyń, jakie udało nam się znaleźć. Robiliśmy to w szalonym tempie, ale i tak straty wyniosły ok 30%. Kierownik zmył nam solidnie głowy i innych konsekwencji już nie wyciągał, ale musieliśmy przyrzec, że „więcej się to nie powtórzy!”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kwidzyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto