Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Piotrem Chomiczem, gitarzystą kwidzyńskiego zespołu Underfate [KONKURS]

Rafał Cybulski
fot. Karolina Mrówczyńska
Z Piotrem Chomiczem, gitarzystą Underfate, rozmawia Arkadiusz Kosiński. Kwidzyńska grupa niedawno wydała swój debiutancki album zatytułowany "Seven". Na końcu tekstu znajdziecie również konkurs, w którym możecie ją wygrąć!

Jak powstało Underfate? Opowiedz o początkach zespołu?
Underfate na początku nazywało się Fate. Podstawowy skład był ten sam - zmieniały się dodatkowe osoby, głównie wokale, które jak widać nie były nam pisane. Na początku spotykaliśmy się we trójkę, bez bębniarza, komponując typowo ambientowe, przestrzenne twory. Właściwie dość rzadko, raczej w domu. Po otrzymaniu propozycji koncertowej od istniejącego wtedy zespołu Hex, uznaliśmy, że konieczne jest przyjęcie do zespołu Mateusza (Świtałą - perkusista) oraz stworzenie formy koncertowej. Od tamtego czasu gramy razem w nowym stylu. Zresztą w takim składzie graliśmy dużo wcześniej, jednak była to zupełnie inna przygoda – raczej luźne granie pierwszych własnych utworów. Nikt wtedy nie myślał o tym poważniej. Nikt wtedy nie myślał o Empikach, graniu ze zwycięzcą Must Be The Music, Radiowej Trójce, tym bardziej o nagrywaniu albumu. Włożyliśmy w to dużo pracy, by dojść do momentu, w którym jesteśmy. Przed nami jeszcze więcej, ale odbiór materiału motywuje nas do dalszego działania.
 
Od samego początku chcieliście eksperymentować z muzyką czy to przypadek, że zespół poszedł w kierunku post-rocka i jemu podobnych?
 Tak jakoś się złożyło, że wiele osób kojarzy nas z post-rockiem, jednak muzyka, którą gramy raczej więcej ma wspólnego z rockiem progresywnym czy brzmieniami ambientowymi. Nikt z nas nie zakładał, że będziemy grać coś w tym klimacie. Aktualnie nikt z nas nie powie, że gramy post-rock. Raczej coś pomiędzy gatunkami, coś eksperymentalnego, czerpiącego z wielu stylistycznych nurtów, coś trudnego do określenia. W jakimś stopniu przeplata się w naszej twórczości również m.in. trip-hop. Niektórzy doszukują się brzmień rocka symfonicznego (skojarzenia może przywoływać rozbudowana, czasami patetyczna i wzniosła harmonia), przywołując na myśl i jednocześnie porównując nas do Pink Floyd z ich wczesnego okresu istnienia. Takie opinie bardzo nam schlebiają, a także zadziwiają, bowiem nie słuchamy Floydów albo słuchamy rzadko, nie widzimy też dużego podobieństwa z ich wczesną twórczością. Nie mniej, fajnie byłoby być ich następcami, tak jak przywołała to pewna osoba, komentując nasz wywiad w audycji Kamila Wicika w Radiu Gdańsk.

Wysoko mierzycie...
Bo tylko takie podejście pomaga nam w osiąganiu konkretnych celów. Gramy to, co czujemy. Brzmienia przestrzenne zawsze nas interesowały, więc mimowolnie przeplatały się podczas komponowania. I tak już zostało. Przestrzennie gra Steven Wilson w wielu projektach, nie tylko w ambientowym Bass Communion, w którym dominują potężne reverby i niekończące się ściany dźwięku, ale subtelnie wpisywał taką stylistykę również w twórczość Porcupine Tree, jak i na solowych płytach wydawanych po rozwiązaniu zespołu. W naszej muzyce nie istnieje taki wyznacznik, jak gatunek. Kluczem do stworzenia dobrej, chwytającej i ciekawej kompozycji jest gust, pomysł i wyczucie dobrego smaku. Uważamy, że przestrzeń w muzyce jest niezmiernie ważna, pozwala wykreować konkretny klimat. Przypadkiem trafiliśmy na okres, kiedy w Polsce post-rock święci triumfy, podpadając pod etykietkę, którą nam przypięto. W Europie post-rock to nic nowego, bo gatunek ma dobrą 30-letnią historię. Założeniem od początku było tworzenie muzyki przełamującej schematy, nowatorskiej, nieograniczonej schematami gatunkowymi, przy tym przyjemnej w odbiorze, ale też niezbyt prostej, wymagającej zaangażowania odbiorcy. To specyficzna nisza słuchaczy, do której pragniemy trafić.
 
"Seven" to koncept album. Odważnie jak na debiut.
 Pierwsza płyta podobno zawsze jest najtrudniejsza. Chcieliśmy zrobić coś, czego nie będziemy się wstydzić za 20 lat, dlatego nad samymi kompozycjami, w sali prób spędziliśmy prawie dwa lata. Nie za wiele prezentowaliśmy swojej twórczości aż do momentu wydania albumu. Wcześniej jedynym reprezentatywnym utworem był "Beyond the sun", który ukazał się na kompilacji wydanej przez portal post-rock.pl, zatytułowanej "Post-rock PL vol. 2 - Cold wind is a promise of a storm". Efekty takiej strategii są naprawdę zadowalające. Szczególnie, że jest to spójny koncept album, drobiazgowo przemyślany. Pomysł, by zrobić koncept album mieliśmy już dużo wcześniej, jednak całościowa koncepcja powstawała blisko daty wydania albumu. Muzyka instrumentalna coś ilustruje, opowiada historię, każdy odnajdzie w niej inne emocje – naszym zadaniem było jedynie ukierunkować jej odbiór, wiążąc go z konkretną historią odpowiadającą formie muzycznej. W tym celu korzystamy na koncertach z wizualizacji.

Jaką "Seven" opowiada on historię i skąd pomysł na nią?
Historia traktuje o chłopcu imieniem Mercury, który budzi się po 14 latach śpiączki, zapadając w nią w wieku 7 lat. Po wybudzeniu krąży myślami po czasach dzieciństwa, wspominając zdarzenia przywołane przedmiotami, miejscami, obrazami, widokami, odczuciami. Nierozłączną częścią tej opowieści jest Judith – dziewczyna, z która spotykał się w dzieciństwie. Nie mogąc jej odnaleźć błądzi myślami, stąpając fizycznie i niefizycznie gdzieś pomiędzy jawą, a snem, realnością, a surrealnością. Doświadcza niezrozumiałych przypadłości, onirycznie plącze się gdzieś na styku światów. To kluczowe odczucie dla tej płyty. W utworze "OOBE" (Out Of Body Experience - przyp. red.) występuje apogeum tegoż niezrozumiałego stanu, muzyczny opis wrażliwości dziecka, które mierzy się z wizjami niepojętymi przez nikogo w jego otoczeniu. Owe wizje nawiedzają Mercurego po założeniu okularów znalezionych w starej skrzynce pod łóżkiem. Chcieliśmy w ten sposób oddać proustowski sposób wspominania, przeistaczając go w bardzo poważne surrealistyczne wizje, nie ujmując czaru dzieciństwa. To bardzo delikatna koncepcja, adekwatna do naszego brzmienia – wycofanego, ale wyniosłego, ciepłego, ale przestrzennego, wyraźnego, ale rozmytego. Pomysł powstał już wcześniej, a rozwijał się podczas wykonywania zdjęć na okładkę i artworki.
 
Jak wyglądał proces twórczy? Materiał powstawał wyłącznie na próbach podczas jammowania, czy jednak już wcześniej mieliście gotowe pomysły?
Komponujemy wszyscy razem, ale każdy z nas przynosi swoje pomysły na próbę, bądź tworzy na bieżąco na próbach. Nie ma na to reguły. Najważniejsze jest, by każdy miał swój wkład w kompozycję, pozwala to na uzyskanie różnorodności formy i brzmienia. Nie ma też reguły na to, kiedy pomysł przyjdzie, więc kluczowe jest, by go zapamiętać i odtworzyć, dokładając kolejne elementy podczas próby. Nie zawsze jest to takie proste, jakby się mogło wydawać. Wedle innej szkoły jedna osoba powinna być odpowiedzialna za całość kompozycji, ale naszym zdaniem taka metoda pracy sprawdza się jedynie w przypadku wybitnie utalentowanych osobistości. Koncepcje jednoosobowe są zazwyczaj monotonne, powtarzalne i raczej mało zaskakujące.
 
Jak wrażenia po pierwszych recenzjach? W znacznej większości recenzenci byli pod wrażeniem Waszej muzyki, ale nie brakowało też krytycznych opinii.
Cieszymy się, że płyta jest dobrze odbierana. Wiemy też, jakiego wkładu i zaangażowania od nas wymagała, dlatego można powiedzieć, że jesteśmy świadomi poziomu wydawnictwa, mimo samokrytycyzmu. Krytyczne opinie są budujące, jeśli podparte są konkretnymi argumentami. Nie jest natomiast nam zbyt miło, kiedy recenzent swobodnie określa materiał, który wymaga uzewnętrznienia i ogromu pracy, jako "gówniany". To nie jest układanie chodnika czy zwykła praca. Takie określenia dotykają szczególnie, bo odbiera się to jako atak na własną osobę, a nie tylko na muzykę, która nie jest produktem, jak wiele przebojów znanych polskich zespołów, produkty nie wiele mają wspólnego z muzyką w ogóle.
 
Polubili Was nie tylko recenzenci, ale także festiwalowe jury. Niedawno otrzymaliście dwie główne nagrody: na Unique Rock Festival i Baszta Progfest.
Tak, to dla nas duże osiągnięcia, a także forma dofinansowania. Doprecyzuję, że na Unique Rock Festiwal otrzymaliśmy nagrodę organizatora; nie jest to główna nagroda, jednak zespołowi, któremu ona przypadła bezapelacyjnie się należała. Baszta Progfest to naprawdę fajna impreza utrzymana w klimacie rocka progresywnego. Oprócz nagrody finansowej wygraliśmy trzy dni w studiu nagraniowym w Ostrzeszowie, które przydadzą nam się do realizacji singla z featuringiem wokalnym. Utwór będzie utrzymany w naszym klimacie, ale będzie nieco odmienny. Kto jest naszym gościem? Tego na razie nie zdradzę. Dodam tylko, że jest to bardzo utalentowana wokalnie osobowość. Udział w Baszcie był także kolejną okazją do spotkania z zespołem Besides, z którym koncertujemy już od dłuższego czasu, zdecydowanie na długo przed ich udziałem w Must Be The Music. Bywały gorsze i lepsze koncerty. Wniosek zawsze ten sam – dobra muzyka sama się obroni. Dobrze wspominamy wspólne koncertowanie, bowiem cenimy sobie wysoki stopień profesjonalizmu w realizacji koncertów, jak i utrzymanie wysokiego poziomu wykonania na scenie.
 
Nie boisz się, że post-rock już się zużył i niewiele zostało na tym polu do odkrycia?
Zdecydowanie nie! Jak już mówiłem, nie gramy post-rocka, a jedynie bazujemy na nim. O nowatorstwie decyduje forma, brzmienie i sposób łączenia stylów. Emocje i treść są zawsze autentyczne, eksperymentem jest forma. Czasami przewijają się u nas motywy podobne do Archive, Massive Attack, a czasami do Riverside, Karnivola czy djentowych zespołów, jak Tesseract. To jedynie podobieństwo motywów, a nie formy. Szukanie czegoś nowego wymaga takiego myślenia, właściwie szukania po omacku. Nie można też zapominać, że to treść zawsze pozostanie najważniejsza w muzyce.
 
Gdzie szukacie inspiracji? Czy to tylko muzyka i ulubione zespoły (jakie?), czy też inne sfery takie jak np. film?
Nie tylko. Naprawdę ciężko wymieniać zespoły, których słuchamy, bo wpływają one bardziej podświadomie na to, co robimy. Na pewno naszym muzycznym guru jest Steven Wilson, lubimy Karnivool, Tides From Nebula, Riverside, Dead Letter Circus, Porcupine Tree, Anathemę, Marillion, jak i zespoły z zupełnie innych gatunków: Tangerine Dream, Massive Attack, Archive, Smolik, czy też raperów jak np. Tech9. Film zawsze nas inspirował. Na wszystkich z nas największy wpływ wywarł "Stay" z 2005 roku, jednak kino o tematyce onirycznej, kosmicznej i surrealistycznej ciągle przewija się w czasie pomiędzy obowiązkami, a próbami. Chociażby "Interstellar" czy "Incepcja". Oglądamy też Kubricka. Książki to raczej nasza inspiracja konceptualna. Nie potrafię wymienić konkretnych pozycji. Po prostu wiele pomysłów przewija się przez nasze głowy – naprawdę ciężko określić, co i skąd się bierze. Tworzenie to nieodkryta rzecz i niechaj tak pozostanie. Zwyczajnie spotykamy się, a pomysły same się nasuwają. Nie brakuje nam inwencji twórczej.
 
Niedawno zagraliście w Gdańsku na wernisażu wystawy grafik Sławomira Nietupskiego. Jak doszło do tej współpracy?
Sławomir zaprosił nas, jako atrakcję wstępną do jego prac, które wprawdzie pozostają w zupełnym klimacie, jednak łączą nas dwie rzeczy: pochodzenie (Sławek tez urodził się w
Kwidzynie) oraz niedostępność tego typu sztuki w popularnych mediach. Sławka poznaliśmy po raz pierwszy w marcu tego roku na wspólnym koncercie z Besides, który graliśmy w Sopocie w klubie Sfinks. Wtedy spotkaliśmy się z konstruktywną krytyką, natomiast, jak widać, zostaliśmy przez niego docenieni.
 
Na początku lipca Wasza płyta trafiła na sklepowe półki takich sieci jak m.in. Empik czy Saturn. Ciężko było?
Dystrybucją w dużych sklepach i promocją Underfate zajmuje się odpowiednia osoba z zewnątrz. Dla nas nie było to szczególnie trudne, bowiem autoryzujemy decyzje lub propozycje od tej osoby. Premiera nieco się opóźniała ze względów technicznych, ale ostatecznie wszystko zakończyło się pozytywnie. Traktujemy to posunięcie raczej jako promocję niż wymierną korzyść materialną, bo dobrze wiemy jak jest ze sprzedażą płyt w sklepach. Nie mniej, cieszymy się z samego faktu, że nasze płyty tam się znalazły. Samodzielnie na pewno nie bylibyśmy w stanie wprowadzić płyt do Empika.
 
Jakie macie plany na najbliższą przyszłość?
Pracujemy nad nowym singlem z gościem wokalnym. Nagramy wersję studyjną oryginalną oraz skróconą, radiową. Będzie to zarazem wstęp do naszej nowej płyty, na której goście również mogą się pojawić. To przemyślane posunięcie promocyjne i marketingowe, dzięki któremu, miejmy nadzieję, uda nam się dotrzeć do odbiorców takiej muzyki i większych rozgłośni, i większych wytwórni płytowych. Oprócz tego cały czas pracujemy nad promocją marki w sieci, rozgłośniach i magazynach. Planujemy też powoli trasę jesienną po Polsce; możliwe też, że zagramy parę koncertów poza granicami kraju.

Dziękuję za rozmowę i powodzenia!

Uwaga! Konkurs!

Do rozdania mamy trzy albumy "Seven". Wystarczy, że odpowiecie na pytanie: Jak ma na imię chłopiec, którego dotyczy historia opowiadana przez zespół na płycie? Na Wasze odpowiedzi czekamy pod adresem [email protected]

Polub nas na Facebooku!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kwidzyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto