Przypomnijmy - troje funkcjonariuszy z Malborka odpowie za sfałszowanie policyjnej dokumentacji.
Cała sprawa ma źródło w kolizji, którą spowodowała... żona burmistrza Malborka. 1 października 2009 roku, wyjeżdżając z posesji, uderzyła w jadący ulicą samochód. Jak wynika z prokuratorskich ustaleń, przybyły na miejsce patrol policji ukarał kobietę mandatem.
Za spowodowanie kolizji pani Rychłowska miała zapłacić 400 zł. Żona burmistrza kary miała nie przyjąć, decydując się na rozprawę sądową.
Policjanci z Prabut stanęli przed sądem
Tymczasem tego samego dnia inny z malborskich policjantów miał zauważyć, że ktoś grzebał w dokumentacji zdarzenia. W miejsce służbowej notatki informującej o mandacie miała się pojawić inna, mówiąca już tylko o pouczeniu. Prokuratura na etapie swojego postępowania (i po jego zakończeniu) wyjaśniała nam, że dysponuje wynikami badań przeprowadzonych przez biegłego z zakresu pisma ręcznego. Miałyby one wskazywać, że dokumentacja z kolizji, która się znajdowała w KPP, została podrobiona. Dwoje policjantów miało to zrobić na polecenie swojego przełożonego, oficera z długoletnim stażem. Żadne z oskarżonych nie przyznało się do winy (jeden z nich w ogóle odmówił składania wyjaśnień w toku śledztwa).
To z uwagi na dobre imię oficera policji jego obrońca zawnioskował o wyłączenie jawności procesu.
- Mój klient cieszy się zaufaniem w środowisku lokalnym. Malbork to małe miasto, a oskarżony jest na tyle rozpoznawalny, że samo podanie jego inicjałów i miejsca pracy powoduje, że wszyscy wiedzą, kogo dotyczy sprawa. Tymczasem odbiór społeczny jest taki, że jak ktoś "ma sprawę", to już znaczy, że jest winny - argumentował na sali mec. Marek Karczmarczyk.
Z taką opinią nie zgodziła się oskarżyciel, prok. Izabela Grabowska. Podkreśliła, że ku przestrodze opinia publiczna ma prawo znać przebieg procesu sądowego. Jej zdaniem, sam fakt, że wobec policjanta wystosowano akt oskarżenia, nie przesądza o winie, więc trudno mówić o naruszeniu dobrego imienia.
Ostatecznie sąd się jednak przychylił do argumentacji obrony.
Zanim jednak sąd wyłączył jawność procesu, dwoje z oskarżonych (policjanci niższego szczebla) poinformowało, że leczy się psychiatrycznie. Choć oboje stwierdzili, że leczenie trwa już od około roku, to nigdy wcześniej w trakcie śledztwa nie przyznali się do tego. Sam obrońca, mec. Dariusz Strzelecki, przyznał, że dowiedział się o tym dopiero przed tygodniem.
Wyznanie obojga spowodowało, że pierwsza rozprawa została odroczona. Sędzia (na wniosek obrońcy) uznała bowiem, że zanim do niej dojdzie, biegły musi zbadać, czy stan zdrowia oskarżonych pozwala im brać udział w procesie.
echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?