Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pomnik straconej szansy. Trochę zachwyca, trochę straszy. Elektrownia Jądrowa Żarnowiec - spojrzenie po latach

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Ruiny EJ Żarnowiec dziś.
Ruiny EJ Żarnowiec dziś. Przemyslaw Swiderski
Żarnowiec z jakiejś przyczyny wciąż wywołuje ogromne emocje - mówi Piotr Wróblewski, autor książki „Polski sen o elektrowni jądrowej”, poświęconej historii największej i jednocześnie nieudanej infrastrukturalnej inwestycji na Kaszubach.

W twojej książce, poświęconej historii elektrowni jądrowej Żarnowiec, wyraźna jest warstwa emocjonalna. Emocji jest cały katalog: od dumy inżynierów tworzących polski program atomowy, przez radość przyszłej kadry, strach protestujących przeciw atomówce, do wielkiego kaca po likwidacji projektu - wręcz żałoby za straconą szansą. Te emocje są dosłownie częścią regionalnej historii...

Mam podobne wrażenie, podparte w dodatku osobistymi doświadczeniami. Wychowałem się w Redzie, urodziłem w Wejherowie. Temat Elektrowni Jądrowej Żarnowiec pojawiał się często przy rodzinnym stole, przy różnego rodzaju spotkaniach. Większość mieszkańców regionu ma wyraźne stanowisko w sprawie budowy elektrowni jądrowej oraz tego, co należało z tym projektem, na początku lat 90. XX w. zrobić. W Polsce Kaszuby mają opinię bogatego regionu, a wielu ludzi mówiło mi wprost, że obecnego sukcesu Kaszub nie byłoby, gdyby nie to, co pozostało po elektrowni, czyli kadry oraz infrastruktura. Ale z drugiej strony, w Wejherowie na początku transformacji elektrownia była przedstawiana jako „czyste zło”, bo nie wykorzystano potencjału budowy, nie zrealizowano obiecanych inwestycji, a na dodatek osoby, które przyjechały z całej Polski do obsługi przyszłej elektrowni, zajęły mieszkania, na które miejscowi czekali latami i nie mogli ich dostać. To rodziło konflikty. Co ciekawe, te emocje są bardzo silne i dziś. Część osób, które pytałem o Żarnowiec, nie chciała w ogóle rozmawiać lub nie chcieli się zgodzić, żeby ich imię i nazwisko znalazło się w reportażu. Tłumaczyli, że jest to temat, który wciąż jest dla nich wrażliwy. Żarnowiec z jakiejś przyczyny wciąż wywołuje w nich ogromne emocje.

Entuzjastyczne nastawienie większości mieszkańców do obecnie planowanej budowy elektrowni jądrowej to spadek po Żarnowcu - tak sugerujesz w książce...

Wiele złego możemy powiedzieć o władzach PRL-u, to oczywiste. Natomiast zakres inwestycji w EJ Żarnowiec był szeroki i zaskakująco przemyślany. Oprócz tego, że przygotowywano kadry, lokalizację, to również bardzo skrupulatnie edukowano mieszkańców okolicy. Opracowano scenariusze lekcji, z którymi Ryszard Kurylczyk, jeden z zastępców dyrektora EJ, jeździł po Pomorzu, na budowę przyjeżdżali nauczyciele fizyki, którzy następnie w szkołach opowiadali, jak ten obiekt będzie pracował, co się zmieni, jaki będzie jego wpływ na ich życie i środowisko. Co ciekawe, szefowie elektrowni założyli, że grupą, do której należy przede wszystkim docierać z tego typu edukacją, są uczniowie klas IV, V i VI podstawówki, którzy w momencie osiągnięcia pełnoletności będą mogli zobaczyć otwarcie elektrowni i rozpoczęcie przez nią pracy. Był to ciekawy pomysł propagandowy. Wydaje mi się, że jego konsekwencje dziś obserwujemy, bo rzeczywiście w gminach takich jak Choczewo czy Gniewino ludzie są entuzjastycznie nastawieni do budowy obecnej elektrowni jądrowej.

To konkretnie, dlaczego się nie udało? Wicedyrektor EJ Żarnowiec, będący od początku na terenie prac, Henryk Torbicki wymienia w rozmowie z tobą trzy aspekty: początek budowy w stanie wojennym, opóźnienia w pracach i radziecką technologię. Ale ja mam wrażenie, że z koszmarną ekonomią PRL lat 80. XX w., ówczesnym systemem planowania, finansowania i pracy ten projekt nie mógł się udać…

Najważniejsza decyzja dla inwestycji musiała zapaść już po upadku PRL-u, w trakcie transformacji. Problem w tym, że nikt nie chciał jej podjąć. Nowa władza miała dylemat, który ważył bardzo dużo. Na budowę Żarnowca wydano miliard ówczesnych dolarów - ogromne pieniądze. Należało się liczyć z tym, że albo, mówiąc kolokwialnie, „wyrzucamy je do śmietnika”, albo idziemy dalej z inwestycją, ze wszystkimi konsekwencjami, przy fatalnej kondycji gospodarki, z dziurawym budżetem, zadłużeniem. Tadeusz Syryjczyk (minister przemysłu w rządzie Tadeusza Mazowieckiego), z którym o Żarnowcu rozmawiałem, musiał się z takimi argumentami mierzyć. On wspomina, że w tamtym czasie „wycinano” o wiele mniej kontrowersyjne inwestycje od Żarnowca, bo po prostu nie było pieniędzy. Sam się zastanawiałem, czy można było zrobić inaczej, bo ta dyskusja w kręgach osób zainteresowanych energetyką nadal jest obecna. Dlaczego zostawiliśmy plac budowy? I mamy dziś zamiast elektrowni pomnik straconej szansy, który trochę zachwyca, a trochę straszy…

Można było postąpić inaczej?

Jedną z możliwości było pójście drogą Słowacji. Nasi sąsiedzi mieli bardzo podobną historię. Zaczęli budować swoją elektrownię jądrową, podobną technologicznie do naszej, jeszcze w latach 80. XX w. W momencie zmiany systemu doszli do wniosku, że budowę należy zawiesić i wrócić do niej w momencie, kiedy znajdą się pieniądze i możliwości. Tę elektrownię otwarto w roku 1999, a okres wstrzymania prac trwał około pięciu lat. Co ciekawe, w procesie otwarcia tego obiektu brał udział Polak, prof. Andrzej Strupczewski, który nadzorował także Żarnowiec. On na Słowacji sprawdzał, z ramienia MAEA (Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej), czy systemy bezpieczeństwa elektrowni jądrowej są na odpowiednim poziomie. I prof. Strupczewski powiedział mi tak: „słowacka elektrownia jest dobra i działa, ale my mielibyśmy lepszą”.

Dlaczego nie poszliśmy drogą Słowacji?

Od ministra Syryjczyka usłyszałem, że „wariant słowacki” nie był brany pod uwagę. Projektowi EJ Żarnowiec zarzucano, że zakładał wykorzystanie schyłkowej technologii swojego okresu. Zatem za kolejne 5, 10 lat obiekt byłby już po prostu przestarzały. Czy to prawda? Wydaje mi się, że warto przytoczyć tu słowa jednego z budowniczych EJ Żarnowiec, który powiedział mi, że „lepiej jeździć syrenką i o nią dbać, niż kupować niesprawdzony samochód, nie mogąc liczyć na to, że będzie on w 100 procentach sprawny”. Z rozmów z ludźmi pracującymi w energetyce wynika, że oni lubią pracować na systemach, urządzeniach, które są znane, sprawdzone, które są w branży od lat. Reaktor, który miał być w Żarnowcu, na pewno był sprawdzony. Cały projekt elektrowni był bardzo dobrze przygotowany, poparty badaniami. Zresztą podobne elektrownie działały nie tylko za „żelazną kurtyną”. Finowie taką technologię kupili. Do dziś w swojej elektrowni jądrowej z niej korzystają. Trafił tam zresztą jeden z reaktorów kupionych dla Żarnowca. Obecnie jest wykorzystywany do celów szkoleniowych.

W swojej książce kompleksowo opisujesz polski program atomowy. To nie był, wbrew powszechnej opinii, transfer technologiczny z ZSRR. Grupa twoich rozmówców mówi wyraźnie: „byliśmy lepsi od Rosjan”… Czy gdyby budowa Żarnowca rozpoczęła się 10 lat wcześniej, kiedy gospodarka PRL była w lepszej kondycji, to projekt zostałby ukończony i działał do dziś?

Muszę oprzeć się na tym, co usłyszałem od budowniczych, w tym Henryka Torbickiego. Oni twierdzą, że gdybyśmy zbudowali Żarnowiec, to mielibyśmy dziś dwie lub trzy działające elektrownie jądrowe, i to niekoniecznie od Rosjan, a na przykład Francuzów, którzy w dziedzinie energetyki jądrowej przodują. Ze wszystkich strategicznych dokumentów publikowanych w czasach PRL-u wynika, że Żarnowiec nie miał być pojedynczym zakładem. Chodziło o otwarcie nowej gałęzi energetyki. Wraz z Żarnowcem miała powstać baza szkoleniowa w Gniewinie, do której przyjeżdżać mieli przyszli operatorzy bloków jądrowych w całej Polsce. I tak naprawdę budowa drugiej elektrowni już się rozpoczęła - w Klempiczu pod Poznaniem. Kolejna EJ miała być w Darłowie. Projekty wstrzymano po kilku miesiącach, w 1988 roku, ale wybór lokalizacji i podjęcie wstępnych prac pokazują, jak zaawansowane to były plany. Docelowo w Polsce miało być dziesięć elektrowni jądrowych, których budowa była przewidziana do roku 2020. Program był zatem rozpisany na czterdzieści lat w przód. To było dla mnie zdumiewające, że został on tak skrupulatnie i dobrze zaplanowany, dość unikatowe dla czasów PRL.

O Żarnowcu twoi rozmówcy mówią, że była to największa inwestycja PRL-u. Wskazujesz natomiast w książce, że istniały wielkie tarcia, wręcz walki frakcyjne w komunistycznych rządach, wokół energetyki jądrowej. Lobby węglowe sprzeciwiało się jej bardzo intensywnie…

Decyzja o budowie elektrowni jądrowej była przez lata odkładana. Wynikało to właśnie z tego, że „Polska węglem stała”, gdyby cytować Gomułkę. Polska nauka w dziedzinie energetyki jądrowej rozwijała się intensywnie. W połowie lat 50. XX w. powstał instytut w Świerku, mieliśmy profesora Andrzeja Sołtana, eksperta szanowanego na całym świecie, także w krajach spoza „żelaznej kurtyny”. Presja środowiska naukowego była wyraźna, ale była pozbawiona politycznego wsparcia. A bez niego nic w tamtym systemie nie było możliwe do realizacji. Zatem na budowę Żarnowca trzeba patrzeć politycznie. Wraz z wprowadzeniem stanu wojennego, pod koniec 1981 roku, zmienił się rząd. Cały ośrodek decyzyjny, jeśli chodzi o energetykę, przeniósł się ze Śląska, tradycyjnie węglowego, do Warszawy. Od wielu osób usłyszałem, że wojsko zdecydowanie lepiej rozumiało energetykę jądrową niż komunistyczne, cywilne rządy. Co dość zaskakujące, stan wojenny pomógł w podjęciu decyzji o budowie EJ Żarnowiec, choć sama faza planistyczna była od dawna przygotowywana.

Pierwsi sprzeciwili się budowie mieszkańcy wsi Kartoszyno, które miało być całkowicie wysiedlone.

To prawda, aczkolwiek oni nie protestowali przeciwko energetyce atomowej jako takiej, tylko przeciwko wysiedleniom. Sporo informacji na ten temat można znaleźć w archiwach „Dziennika Bałtyckiego”, który owe protesty relacjonował. Kaszubi nie chcieli oddać swojej ojcowizny, co wydaje się naturalne. Nie chcieli wynieść się ze swoich domów, które były w Kartoszynie od lat, zresztą w bardzo pięknym miejscu, nad Jeziorem Żarnowieckim. Ale dzięki ich uporowi, ale też priorytetowemu traktowaniu inwestycji, przyjęto bardzo ciekawe rozwiązanie. Dla przesiedlanych zbudowano nową wioskę - Odargowo, która wygląda urokliwie. Tam są białe domy z niebieskimi dachami, dzięki czemu jest nazywana wioską smerfów. Gospodarze dostali, co się praktycznie nie zdarza przy tego typu przesiedleniach, całą infrastrukturę. Ich nowe domy były gotowe jeszcze przed przeprowadzką.

W historii Żarnowca zapisał się wyraźnie ruch sprzeciwu wobec elektrowni jądrowej, unikatowe w dziejach Polski zjawisko społeczne i polityczne. Wpływ na jego rozwój miała katastrofa w Czarnobylu. Był on również wyraźnym sprzeciwem wobec władz komunistycznych.

Wbrew powszechnemu ujęciu nie da się katastrofy czarnobylskiej powiązać bezpośrednio z upadkiem EJ Żarnowiec. W tamtym czasie, w drugiej połowie 1986 r. i roku 1987, na budowie Żarnowca działo się najwięcej. Z kolei protesty, ich najpoważniejsza faza, zaczęły się dwa, trzy lata po katastrofie w Czarnobylu, w roku 1988, 89, właśnie w Trójmieście. Natomiast całe to zjawisko jest warte uwagi, a wysiłek ludzi, których dziś nazywalibyśmy aktywistami, był ogromny. Metody stosowane przez Ruch Wolność i Pokój, głównie w Gdańsku, i dziś byłyby atrakcyjne w kontekście społecznego sprzeciwu. To były naprawdę dobrze zorganizowane protesty. Miały swój rytm, były powtarzane co tydzień, coraz więcej osób się na nich pojawiało. Wykorzystywano uliczną sztukę, bardzo ciekawe transparenty w stylu: „chcemy papier toaletowy, a nie reaktor jądrowy”... Wydaje mi się, że właśnie wtedy w Trójmieście, w Gdańsku, narodził się na poważnie polski ruch ekologiczny. Zresztą aktywiści z innych krajów śledzili te protesty, do Trójmiasta przyjeżdżali ludzie np. ze Stanów Zjednoczonych, podziwiali formę i zaangażowanie naszych protestujących. Wydaje mi się, że te akcje były dla nich inspirujące. Z drugiej strony, z relacji ówczesnych władz wynika, że ruch sprzeciwu i protesty zupełnie nie miały wpływu na to, że elektrownia nie powstała.

Ale na konto tego ruchu zaliczyłbym nieformalne referendum w sprawie wstrzymania inwestycji w Żarnowcu, które odbyło się przy okazji pierwszych wyborów samorządowych...

Trudno zaprzeczyć, że przekaz antyatomowy „przebił się” do świadomości społecznej. Warto podkreślić, że protestujący byli bardzo zróżnicowani - obok Ruchu Wolność i Pokój, z jego demonstracjami i happeningami, zaangażowany był m.in. Klub Inteligencji Katolickiej, protestowali mieszkańcy Wejherowa… Wiele z tych akcji, jak zauważyłeś, było skierowanych przeciwko władzy. Na przykład ze środowiska protestujących wywodzi się Antoni Furtak, poseł z ramienia Solidarności, który w wyborach czerwcowych walczył w Wejherowie o mandat poselski z Henrykiem Torbickim, zastępcą dyrektora EJ Żarnowiec, i wygrał.

Jest jeszcze jeden ciekawy wątek związany z protestami. Ówczesne władze tłumaczyły w dyskusjach, że energetykę jądrową trzeba rozwijać, by „zapobiec katastrofie ekologicznej, by zmniejszyć emisję trujących gazów”. Po pierwsze, brzmi to bardzo aktualnie, a po drugie… dość dziwnie, bo pamiętamy, jak w PRL-u traktowano środowisko.

W archiwach IPN-u dotarłem do dokumentów z czasów PRL, które wskazywały, że zanieczyszczenie powietrza w Polsce jest bardzo poważne, że wszystkie zakłady przemysłowe i elektrownie węglowe produkują bardzo dużo szkodliwych gazów. I przecierałem oczy ze zdumienia, bo jest to przecież część dyskusji, którą toczymy w Polsce dzisiaj. Zanieczyszczenia przemysłowe były już 40 lat temu przez polskich ekspertów wnikliwie przebadane i udowodnione. Tyle że ich ekspertyzy nie były w ogóle brane pod uwagę przez rządzących. Nikomu to nie było na rękę, nikt tej kwestii na poważnie nie brał. Kwestie klimatu były argumentem za energetyką jądrową już w tamtym czasie. Mimo że po roku 1989 nastąpiły ogromne zmiany w zakładach przemysłowych, poziom zanieczyszczenia, jaki był w PRL-u, został zniwelowany, to nie oznacza jednak, że o klimat nie należy już walczyć.

Mówiliśmy o „żarnowieckich” emocjach, a co zostało fizycznie po zlikwidowanej budowie? Ruiny nad jeziorem w Kartoszynie?

Jest wiele śladów i nie są to ruiny. Widać je w miejscowościach oddalonych od 30 do 200 km od Jeziora Żarnowieckiego. Nie budowano bowiem samej elektrowni, ale też zaplecze mieszkaniowe - nowe osiedla dla pracowników. Można wręcz powiedzieć, że w tamtych latach Żarnowiec był największym deweloperem na Pomorzu - zbudował co najmniej kilka tysięcy mieszkań. Reda, miasto, w którym ja się wychowałem, stoi blokami, które powstały w połowie lat osiemdziesiątych, zbudowane przez elektrownię. W Wejherowie takich bloków też trochę jest, w Lęborku też je znajdziemy. To też ośrodek zdrowia w Redzie, ciepłownia, stadion sportowy... Pozostała na pewno infrastruktura, choć nad czym ubolewam, jak i pewnie część mieszkańców Pomorza, niecała ta infrastruktura jest dziś wykorzystywana. Zauważmy jednak, od połowy lat osiemdziesiątych pracownicy dojeżdżali na budowę wybudowaną od nowa, zelektryfikowaną linią kolejową, która od Wejherowa biegła w stronę Jeziora Żarnowieckiego. Została też elektrownia szczytowo-pompowa, która była budowana „na zakładkę” z elektrownią jądrową z myślą, że będą one pracować razem. I choć nie odczytujemy tego wprost, są to żywe pozostałości po elektrowni Żarnowiec. Najważniejsze jest, wydaje mi się to, że zostali tu ludzie, którzy przyjechali na budowę z całej Polski. Bardzo przedsiębiorczy, świetnie wykształceni, którzy mimo tego, że nagle stracili pracę, szansę na karierę w branży, którą sobie wybrali, to postanowili, że nigdzie się stąd nie ruszą. Kaszuby tak bardzo im się spodobały, że już nie chcieli wracać na Śląsk, do centralnej Polski. Ci ludzie bardzo często odpowiadali za społeczną dynamikę tego regionu, tworzyli biznes, inwestowali… Myślę, że przyłożyli się do tego, że dziś na Kaszubach wiedzie się nie najgorzej.

Tak wygląda teraz Elektrownia Jądrowa Żarnowiec. Zobaczcie zdjęcia z drona

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kwidzyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto