Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marek Krajewski: Chyba na starość łagodnieję (PRZECZYTAJ ROZMOWĘ)

Robert Migdał
fot. Radosław Kaźmierczak/wydawnictwo Znak
Marek Krajewski, który właśnie wydał powieść "Pomocnik kata" z Edwardem Popielskim w roli głównej, opowiada nam o najnowszej książce, pracy w czasie epidemii koronawirusa i „Łyssym” w świecie filmu. Rozmawia Robert Migdał

Polska w okresie międzywojennym to bardzo fascynujące czasy. Wielu z nas jednak postrzega je przez pryzmat cukierkowych komedyjek z lat 20. i 30. pokazywanych w telewizyjnym Starym kinie. A te czasy takie słodkie do końca nie były.

Kiedy byłem młodym człowiekiem, nastolatkiem, w czasach licealnych żyłem w PRL-u, do którego ustroju byłem nastawiony nadzwyczaj krytycznie. I w związku z tym idealizowałem bardzo mocno II Rzeczpospolitą jako kraj wolności, swobody, demokracji… Nie miałem dystansu, nie miałem wyważonego spojrzenia i tamta Polska była dla mnie pełna zalet. Myślę, że wiele osób z mojego pokolenia tak właśnie postrzegało tamten czas.

To prawda.

Lata mijały i otwierały mi się oczy. Coraz więcej czytałem, coraz lepiej poznawałem ten okres, także ze wspomnień, pamiętników ludzi, którzy opisywali to, co wtedy widzieli. I miejscami ten obraz wydawał mi się przerażający. Bo to były nie tylko rauty, przyjęcia, arystokracja, piękne kobiety pachnące perfumami, eleganccy mężczyźni, którzy w ogóle nie używali przekleństw. Tego świata nie zasiedlała tylko idealizowana przeze mnie inteligencja, mówiąca różnymi językami, używająca łacińskich sentencji. To był również świat brudu, upadku, wszechogarniającej nędzy dotykającej zwłaszcza polską wieś. To wszystko zrozumiałem, o tym wszystkim przeczytałem później i staram się przedstawić świat II Rzeczpospolitej w miarę wiarygodnie, choć zdaję sobie sprawę, że uważny czytelnik może dostrzec z mojej strony wyraźne nuty sympatii, którą obdarzam tamten okres. Wydaje mi się, że jednak miał więcej zalet niż wad.

Pomocnik kata, Pana najnowsza powieść, znów przenosi nas do świata II Rzeczpospolitej. Odchodzi Pan w cyklu o Popielskim od klasycznego kryminału na rzecz powieści szpiegowskiej.

Teraz płynę dwoma nurtami literackimi. Pierwszy to typowy kryminał z Eberhardem Mockiem. Tutaj staram się być wierny gatunkowi, który jest mi bliski i który przez wiele lat staram się uprawiać – mianowicie czarnemu kryminałowi. Ponura atmosfera, często z tajemniczymi wątkami, pojawiają się w nich tajemnicze sekty, stowarzyszenia, które poruszają sprężynami polityki – czy to wrocławskiej, czy ogólnoniemieckiej – to są powieści z Mockiem. Drugi nurt to Popielski. I tutaj, żeby się nie powielać i nie dokonywać prostego przekładu niemieckich realiów na polskie, podmiany niemieckiego bohatera na polskiego, chciałem odejść w książkach o Popielskim od konwencji kryminału. I to uczyniłem już w Dziewczynie o czterech palcach. To pierwsza powieść, w której Popielski nie jest typowym policjantem, który tropi morderców, przestępców seryjnych we Lwowie – jak do tej pory było. Mój bohater jest tutaj związany z tajnymi służbami II Rzeczpospolitej, które zlecają mu pewne delikatne zadanie specjalne. Mamią go przy tym nadzieją, że w służbach zostanie już na stałe… Chętnie bym mu na to pozwolił, gdyby nie to, że napisałem już powieści rozgrywające się w latach 30., gdzie Popielski jest policjantem i nie mogę z niego zrobić oficera służb specjalnych, choć bardzo bym chciał.

Ma Pan związane ręce.

Sam sobie je związałem (uśmiech). Muszę być wierny temu, co wcześniej stworzyłem, żeby nie było sprzeczności między książkami. Tego staram się unikać jak ognia. I choć sam nałożyłem sobie kaganiec, to staram się go obejść: piszę drugą już powieść, osadzoną w latach 20., w której Popielski zostaje tymczasowym funkcjonariuszem służb specjalnych i przeprowadza skomplikowane działania, misje szpiegowskie.

Areną walk wywiadów w powieści Pomocnik kata jest…

Przede wszystkim Warszawa, ale również ziemia mazowiecka, świętokrzyska i Wołyń – to też jest pewna nowość w porównaniu do moich poprzednich powieści o Popielskim, których akcja rozgrywała się we Lwowie.

Jakie zadanie stoi w tej historii przed Popielskim? Jakim wyzwaniom musi stawić czoła?

Powieść Pomocnik kata za swój punkt wyjścia bierze autentyczne zdarzenie: zamach na ambasadora sowieckiego w Polsce Piotra Wojkowa. Został on zastrzelony 7 czerwca 1927 roku na peronie Dworca Tymczasowego w Warszawie przez młodego Białorusina – dziewiętnastoletniego Borysa Kowerdę. Zamach się udał – to jest fakt, to się zdarzyło. Dla mnie to jest punkt wyjścia do całej historii. Otóż zamach ten jest bombą, która wybucha i której odłamki rozpryskują się w różnych kierunkach. Między innymi to wydarzenie doprowadza do bardzo silnego napięcia politycznego pomiędzy Polską a Związkiem Sowieckim. Niektórzy twierdzą, że wtedy oba kraje stanęły na krawędzi wojny. Tak jest trochę w mojej powieści. To pierwszy rykoszet – uderza w politykę. Inna kula odbija się i trafia w samego Popielskiego, który jeszcze przed wydarzeniami na dworcu zostaje wplątany w akcję związaną z zamachem na Wojkowa. Edward mianowicie musi poprowadzić śledztwo w sprawie śmierci pewnego bardzo wysokiego funkcjonariusza polskich służb specjalnych, który miał z tym zamachem jakiś związek. Jedzie więc do Wilna, gdzie wykonuje pewną tajną misję…

O, oprócz Warszawy i Wołynia pojawia się jeszcze Wilno.

Tak, areną wydarzeń staje się też to nasze dawne kresowe miasto.

Powieść szpiegowska to dla Pana jako pisarza pewien oddech od kryminałów. To chyba ważne, żeby nie stać literacko w jednym miejscu, ograniczając się do jednego gatunku.

.
Taka zmiana jest ważna, zwłaszcza dla takiego ostrożnego autora, jakim jestem. Ta ostrożność polega na tym, że nie zmieniam radykalnie gatunków literackich, które uprawiam. Nie przenoszę się w jakieś zupełnie inne czasy niż te opisywane do tej pory. Nie zmieniam bohaterów – a tak zdarzało się wcześniej, kiedy byłem młodszy, miewałem różne pomysły, niecierpliwiłem się: chciałem napisać powieść współczesną… Teraz, jako dojrzały mężczyzna, zachowuję dużą ostrożność i poruszam się w tych obszarach, w których poruszałem się do tej pory – to jest pewnego rodzaju konserwatyzm literacki. Ale jednocześnie czytelnicy ode mnie wymagają, żebym w moich książkach dostarczał im jakichś nowości. Nie może być tak, że jedna książka jest bliźniaczo podobna do drugiej. Trzeba dokonywać pewnych zmian, ale zmian ewolucyjnych. To są zmiany ostrożne, nie radykalne. Nie zamierzam na przykład wprowadzać do swoich książek nowego bohatera ani robić bohaterką moich powieści kobiety. Planuję trwać przy moich bohaterach, którymi są Eberhard Mock i Edward Popielski, i będę to robił jeszcze przez całe lata, mam nadzieję, dopóki będę aktywny literacko. Natomiast to i owo muszę zmieniać. Może inna sceneria, a może nieco inny podgatunek powieści sensacyjnej. Tutaj chcę dokonywać pewnych zmian – i to nie dlatego, że się znudziłem kryminałem. Nie, ja mógłbym pisać kryminały cały czas. Nie jestem człowiekiem, który poszukuje nowości czy też nowych wyzwań. Jestem raczej kimś, kto lubi raczej trwać przy tym, co dobrze działa. A do tej pory moje życie literackie jest poukładane i jestem z niego zadowolony. A te drobne zmiany wprowadzam po to, żeby moi czytelnicy nie byli znudzeni.

Mam takie wrażenie, że w powieściach z Popielskim dzieje się mniej makabrycznych rzeczy, które nadal pojawiają się w książkach z Mockiem. Ten ciemniejszy, mroczny świat, zostawia Pan Mockowi?

Tak mi się wydaje, choć nie podejmuję świadomych decyzji, przed napisaniem powieści, w stylu: „o, w tej książce nie będzie żadnej makabry”. Mam plan powieści i jeśli jest potrzebny jakiś opis zbrodni, to staram się wszystko przedstawiać szczegóły – również te drastyczne. Ale chyba jednak rzeczywiście następuje w mojej twórczości odejście od makabry. Kiedyś takich opisów było więcej – i w powieściach z Mockiem, i w książkach z Popielskim. Teraz jest mniej. Chyba na starość łagodnieję. Więcej okrucieństw było w moich powieściach, które pisałem jako trzydziesto-, czterdziestolatek…

Teraz wiosną wyszła powieść Pomocnik kata. Czy jesienią będzie druga książka, tym razem z Eberhardem Mockiem w roli głównej?

MK: Tak, będzie. Mogę to potwierdzić. Przygotowuję na jesień książkę o Mocku. Opracowałem już plan powieści i teraz muszę tylko zasiąść i pisać – co uczynię tuż po zakończeniu promocji powieści Pomocnik kata. Nowa książka będzie nosiła tytuł Mock. Metropolis.

Po ostatnim Mock. Golem znów tytuł filmowy…

Tak, Metropolis – słynny film Fritza Langa. To ważny element tła mojej książki o Eberhardzie Mocku. Mogę zdradzić tylko tyle, że będzie w niej mowa o rozbudowie wrocławskiego centrum – o zabudowaniu miasta wielkimi wieżowcami, o śmiałych projektach stworzenia z serca Wrocławia city ze szkła i metalu. Jak Pan pewnie wie, były takie plany…

Maksa Berga. Ten znany architekt planował postawić wieżowiec w pobliżu ratusza...

Za kościołem Świętej Elżbiety miał się wynurzać potężny dwudziestopiętrowy wieżowiec ze szkła i stali. To były bardzo interesujące wizje i to one staną się punktem wyjścia do – mam nadzieję – interesującej fabuły kryminalnej. Nad tym myślę, nad tym będę pracował.

Ten rok, w którym powstał Pomocnik kata, to przez koronawirusa szalejącego za oknami, dziwny rok…

Brakuje mi spotkań autorskich. Bardzo lubię spotykać się z czytelnikami, słuchać ich pytań, lubię widzieć błysk zainteresowania w ich oczach. Tego nie ma. Planowałem, że pojadę na targi książki do Warszawy i będę podpisywał egzemplarze moich powieści, co bardzo lubię: rozmowa z czytelnikiem, wysłuchanie jego uwag, zamienienie z nim paru słów. Godzę się z tym, że w czasach pandemii to jest niemożliwe, że spotkania są ograniczone. Nie protestuję przeciwko temu i czekam z nadzieją na lepsze czasy. I wiem, że te lepsze czasy nastąpią…

A jeśli chodzi o wpływ epidemii na Pana pisanie?

Gdy piszę powieść, to nic innego poza pisaniem nie robię. Nie spotykam się z czytelnikami, nie jeżdżę na spotkania autorskie. Zamykam się w moim gabinecie i pracuję. Jestem odizolowany od świata. I w tym wypadku czasy pandemii, jeśli chodzi o moją pracę gabinetową, niczym się nie różnią od poprzednich lat, kiedy powstawały moje książki.

Olga Tokarczuk powiedziała, że zawód pisarza, to zawód bardzo samotny. Autor poświęca się pracy przez wiele godzin w ciągu dnia, jest sam ze swoimi myślami, sam przy biurku. Pan ma kwarantannę przy każdej powstającej książce?

Trochę tak, zgadzam się (uśmiech). Dla pisarza najbardziej aktywna część pracy to praca samotna – czas przenoszenia własnych myśli, wyobrażeń, do pamięci komputera. Dopiero potem, kiedy wychodzimy ze świata wyobraźni, idziemy do ludzi – do naszych czytelników.

Pan jest bardzo optymistycznie nastawiony do świata…

Jestem optymistą, umiarkowanym, ale jednak optymistą. Widzę negatywne cechy otaczającej nas rzeczywistości, daleko mi jednak do czarnowidztwa. Jestem mężczyzną w średnim wieku, który nie jest specjalnie towarzyski i swoje życie ogranicza raczej do rodziny – tutaj nic się u mnie nie zmieniło. Czyli w moim spojrzeniu lokalnym na to, co się dzieje, nie mam powodów do pesymizmu. Uważam, że mimo wielu zawirowań, przeszkód, świat zmienia się na lepsze.

Na koniec, zmieniając temat, chciałem zapytać Pana, czy lubi Pan aktora Marcina Dorocińskiego?

Bardzo go cenię – jest to wybitny aktor. Pamiętam go z kilku ról, którymi zrobił na mnie ogromne wrażenie. I nie mam tu na myśli tylko roli policjanta Despero w Pitbullu. Widziałem go w rolach bardziej stonowanych, nie wymagających tak wielkiej ekspresji aktorskiej jak w filmach Patryka Vegi.

Wyobraża go Pan sobie w roli Edwarda Popielskiego? Jako łysego policjanta, który prowadzi śledztwo.

Różni aktorzy mogliby tę rolę zagrać. Jeśli byłby to Marcin Dorociński, to byłbym bardzo szczęśliwy. Natomiast w jego przypadku dużym wymaganiom sprostać musiałby... fryzjer, bo pan Marcin – w odróżnieniu od nas obu, panie redaktorze, jest obdarzony przez naturę gęstą fryzurą. I fryzjer, i charakteryzator musieliby stanąć przed dużym wyzwaniem… (uśmiech).

A Borys Lankosz to jeden z Pana ulubionych reżyserów? Ceni Pan jego filmy? Rewers, Ziarno prawdy...

Lubię jego filmy. Zwłaszcza ogromne wrażenie wywarł na mnie jego film Ciemno, prawie noc. Byłem nim zachwycony i jestem nadal. Uważam, że jest to wybitne dzieło: i jeśli chodzi o scenografię, i o muzykę, i o pracę operatora. Ten film mną wstrząsnął – dawno nie widziałem czegoś tak dobrego.

Ja oczywiście drążę tego Dorocińskiego i Lankosza, bo wiem, że Pan się nie wypowiada na temat ekranizacji Pana książki o Popielskim Erynie, a jest ona w toku. Z tego co wiadomo, realizuje ją Netflix razem z TVP, a zdjęcia były już kręcone we Wrocławiu i w Legnicy. Dlatego zapytam tylko, czy dla autora to przyjemne uczucie, kiedy bohater, którego stworzył w książce, dostaje nowe życie w filmie czy na deskach teatru?

To wspaniała wiadomość dla autora, kiedy jego świat literacki zaczyna żyć w filmie. Gdy następuje wizualizacja świata literackiego. Ale to wymaga wielkiej pokory od pisarza – bo jeżeli autor nieustannie by poprawiał reżysera, nieustannie sugerowałby jakieś ustalenia fabularne czy kłócił się o każdą scenę, to taki autor jest zbyt mocno skoncentrowany na własnej osobie, na własnej wizji. Oczywiście istnieją pewne warunki graniczne. Na przykład u mnie takim właśnie warunkiem jest to, że w razie ekranizacji mojej książki, to ma być bohater, którego przedstawiłem: z cechami, jakie mu nadałem. Ma wyglądać tak, jak go wymyśliłem i mieć taki stosunek do życia, jakim go obdarzyłem na kartkach powieści. Ale to tyle. Więcej nie ingeruję. Nie należę do autorów, którzy się plączą na planie i wszędzie narzucają swoje wizje. Przekazuję mój świat literacki w ręce fachowców, scenarzystów – ja im ufam. Uważam dotychczasowe inscenizacje, czy to dla Teatru Telewizji w Hali Stulecia, czy w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu, czy we Wrocławskim Teatrze Współczesnym, za bardzo dobre. Dotychczas się nie zawiodłem. Ale rozumiem, że pyta pan nie bez powodu o tych wybitnych twórców ze świata filmowego. Czy mają oni coś wspólnego z serialem, kręconym na podstawie moich powieści? Nie potwierdzam i nie zaprzeczam…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto