Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kontrasty, niezabliźnione rany, trudna historia i wyjątkowa kultura. Wyprawa śladami przodków mieszkańców Prabut [ZDJĘCIA]

Karolina Staniszewska
fot. Karolina Staniszewska
Prabuckie Stowarzyszenie Kresowiaków zorganizowało w lipcu kolejną już wycieczkę na Kresy Wschodnie. Zapraszamy do lektury relacji z tej kilkudniowej przejmującej wyprawy.

Prabuckie Stowarzyszenie Kresowiaków po raz kolejny zorganizowało wycieczkę na Wołyń, w której udział wzięli mieszkańcy Prabut, w większości rodzinnie związani z Kresami Wschodnimi.

Część mieszkańców gminy Prabuty ma swoje korzenie właśnie na Wołyniu, dlatego wyjazd w tamte tereny był tak niezwykle ważny zarówno dla organizatorów, jak i dla jej uczestników.

- To wyprawa śladami naszych ojców - mówił organizator wycieczki, Jędrzej Krasiński. Wielu z uczestników wyjazdu urodziło się na Wołyniu, bądź stamtąd pochodzą ich rodzice czy dziadkowie.

To bardzo ważna, ale i sentymentalna podróż na ziemie zbroczone krwią zamordowanych tam Polaków podczas rzezi wołyńskiej w 1943 roku. Ta trudna historia pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi. Do dziś znajdują się tam tylko symboliczne miejsca upamiętniające zamordowanych, a liczba ofiar to jedynie szacunki. Na tablicach pamiątkowych może widnieć jedynie napis „Pamięci mieszkańcom tej wsi” albo “Pamięci spoczywającym w tej ziemi od wiosny 1943”. Jeśli tylko pojawi się tablica z informacją, że byli to zamordowani podczas rzezi wołyńskiej, wówczas tablica zostaje zniszczona albo po prostu znika.

Wyprawa na Kresy Wschodnie, to gorzka lekcja historii, ale też wycieczka w zupełnie inny świat. Świat, w którym zatrzymał się czas. Świat, w którym nie ma nic pomiędzy, nie ma odcieni szarości. Są albo bogaci albo biedni. Mieszkają w lepiance i czerpią wodę ze studni lub żyją w domach na miarę pałaców. To także malownicze bezkresne krajobrazy i monumentalne cerkwie. Prawdziwy folklor mieszający się ze współczesnością. Ale przy tym jest tam wielu ludzi epatujących serdecznością i ciepłem, nie brakuje jednak także tych, którzy dumnie noszą w sercu czerwień i czerń, czyli kolory Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA).

Kilka dni spędzonych na ziemi wołyńskiej upłynęło na zwiedzaniu zabytków i poznawaniu ukraińskiej kultury. Wyprawa ta była nie tylko okazją do tego, by zanurzyć się w mentalność mieszkańców Ukrainy, ale też niezwykłą szansą na to, by poznać jeszcze żyjących tam Polaków. Dla wielu z nich, których można było spotkać jeżdżąc po wołyńskich miejscowościach, spotkanie z rodakami, być może po raz ostatni, ze względu na sędziwy wiek, było okazją do wielu wzruszeń.

Uczestnicy wyprawy odwiedzili wiele miejscowości, m.in. Łuck, Zimne, Dubno, Kostopol, Janowa Dolina, Sarny i Kazimirka. Każde z tych miejsc odsłoniło część korzeni i historii prabucian.

Wycieczkę zakończyła polowa msza święta w Kazimirce, na której byli obecni przedstawiciele Kościołów rzymskokatolickiego, grekokatolickiego i prawosławnego. Podczas wspólnie odprawionego nabożeństwa, została poświęcona kopia obrazu Matki Boskiej Kazimierzeckej.

Włodzimierz Wołyński

Pierwszym przystankiem podczas wycieczki na Wołyń była wizyta w miejscowości Włodzimierz Wołyński. Miasto to znajduje się 15 kilometrów od granicy z Polską i leży nad rzeką Ług, na północnym krańcu Wyżyny Wołyńskiej. Jedyny zabytek architektury staroruskiej, który nie został całkowicie zburzony podczas najazdu mongolskiego na Wołyniu to Sobór Zaśnięcia Matki Bożej, który został zbudowany w 1160 roku.

Łuck i Zimno

Słów kilka m.in. o wizycie w Łucku, czyli historycznej stolicy Wołynia. Łuck to miasto położone nad rzeką Styr, liczące ponad 200 tys. mieszkańców. Ogromne wrażenie robi tam średniowieczny zamek księcia Lubarta. Warownia początkowo była drewniana i powstała w XI wieku, a po 1370 roku, na jego polecenie, zaczęto budować zamek murowany, który stał się jego główną siedzibą.

Obecnie zamek jest udostępniony dla zwiedzających. Zachowały się prawie całe mury ob-ronne, które częściowo były rekonstruowane, a także trzy wie-że: Bramna, Styrowa i Władycza.

Kontrasty, niezabliźnione rany, trudna historia i wyjątkowa ...

W wieży Styrowej dawniej mieściło się archiwum zamkowe, zaś w dolnych kondygnacjach więzienie. Wieża Władycza jest obecnie siedzibą Muzeum Dzwonów, a także znajduje się w niej wystawa broni. Wewnątrz zamkowych murów znaleźć można prawie niezabudowany plac, na którym stoi niewielki budynek, w którym znajduje się Muzeum Książki. Na placu tym organizowanych jest wiele wydarzeń muzycznych i koncertów. Na terenie zamku znajduje się także Muzeum Malarstwa. Natomiast w centralnej części placu mieszczą się pozostałości cerkwi św. Jana Teologa z czasów początków tej twierdzy.

W Łucku mogliśmy zobaczyć również monumentalną katedrę świętych apostołów Piotra i Pawła. Katedra wraz z kolegium jezuickim powstała w XVII wieku. Bardzo ciekawym miejscem, które odkryliśmy chodząc po ulicach Łucka, był dom lokalnego rzeźbiarza. Niesamowity był jego wygląd, ponieważ dom wyglądał, jakby stworzył go sam Gaudi.

Z historycznej stolicy Wołynia, wyruszyliśmy do niewielkiej wsi Zimno. Mówi się, że nazwa Zimno wzięła się od tego, że była tam zimowa rezydencja Włodzimierza Wielkiego. W Zimnem mogliśmy zwiedzić teren klasztoru Zaśnięcia Matki Bożej. To miejsce naprawdę robiło wrażenie na uczestnikach wycieczki. Przed wejściem na teren monastyu kobiety musiały założyć chusty na głowy.

Kompleks architektoniczny otoczony jest murem i składa się z głównego soboru (prawosławna świątynia) Zaśnięcia Matki Bożej, dwóch cerkwi naziemnych - Trójcy Świętej (to najstarsza cerkiew tego klasztoru) i Świętej Julianny (według tradycji budynek tej świątyni był częścią rezydencji Włodzimierza Wielkiego, kiedy ten przyjeżdżał na Wołyń) i jednej położonej w pieczarach (Świętego Warłaama). Są tam też budynki mieszkalne dla mniszek, zaś na dziedzińcu stoi pomnik Włodzimierza Wielkiego.

Stamtąd wyruszyliśmy do miejscowości Dubno i Równe.

Dubno i Równe

Dubno, miasto leżące na Wyżynie Wołyńskiej nad rzeką Ikwą, liczy około 38 tys. mieszkańców. Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z XI wieku.

Sporo czasu spędziliśmy na terenie zamku, gdzie znajduje się pałac Lubomirskich, a obecnie znajduje się tam muzeum. Mogliśmy w nim obejrzeć zarówno obrazy, przez wystawę pieniędzy z różnych okresów, jak i wystawy archeologiczne. Zwiedziliśmy również sale tortur w podziemiach murów zamkowych.

Powstanie zamku w Dubnie datuje się na 1492 rok, a rodzina Ostrogskich władała nim aż do śmierci ostatniego z nich. Potem zamek przejęli Lubomirscy i to za ich czasów Dubno przeżyło prawdziwy rozkwit, a warownia został przekształcona w ich reprezentacyjną rezydencję.

Z Dubna wyruszyliśmy do miejscowości Równe. Miasto to jest stolicą obwodu rówieńskiego i rejonu rówieńskiego, liczy sobie sporo ponad 200 tys. mieszkańców. Leży na głównej drodze między Warszawą a Kijowem, około 200 kilometrów od polskiej granicy.

Równe, każdy z uczestników wycieczki, zwiedzał na własną rękę. Dla mnie najważniejsze było, by wtopić się w tłum, wmieszać w tubylców i poczuć klimat miasta. Spacerując jedną z głównych ulic Równego, można poczuć się niemal jak w każdym z większych europejskich miast. Wystarczy jednak odbić nieco w głąb bocznych uliczek, by przenieść się w zupełnie inny świat. Niemal w centrum ponad dwustutysięcznego miasta, w okolicy reprezentacyjnej ulicy, znajduje się targ. Dopiero tam mogłam otrzeć się o rówieńską rzeczywistość. “Babuszki” sprzedające jajka, mleko w plastikowych butelkach po Coca-Coli, świeże warzywa, maliny i jagody. Niby nic nadzwyczajnego, ale ogromny kontrast między miejscem, w którym stałam, a główną ulicą, która znajdowała się niemal za moimi plecami, aż raził po oczach. Wiedziona targową alejką dotarłam do ukraińskiej karczmy z folklorystycznym wystrojem, gdzie kelnerki ubrane były w stroje ludowe. Oczywiście będąc w takim miejscu musiałam spróbować pielmieni!

Po samodzielnym zwiedzaniu Równego, udaliśmy się do polskiego kościoła, w którym uczestniczyliśmy w mszy świętej odprawianej w intencji pomordowanych w czasie rzezi wołyńskiej. Było to wyjątkowe i bardzo wzruszające nabożeństwo. Ksiądz przywitał nas z ogromną serdecznością. Po mszy zapaliliśmy znicze pod tablicami upamiętniającymi m.in. ofiary tragicznych wydarzeń podczas rzezi wołyńskiej w 1943 roku.

Z Równego wyruszyliśmy do Sarn, a następnie do Kazimirki, która była naszym ostatnim przystankiem.

Sarny i Kazimirka

Sarny to miasto położone w zachodniej części Ukrainy, w obwodzie rówieńskim. Liczy około 30 tys. mieszkańców i jest stosunkowo młode, ponieważ zostało założone w 1885 roku w związku z budową kolei Wilno-Równe. Przed 1939 rokiem Sarny należały do Polski i były siedzibą powiatu sarneńskiego.

Gdy dotarliśmy na miejsce, odwiedziliśmy polski kościół. Ksiądz Władysław, proboszcz, przyjął nas serdecznie i opowiedział historię odbudowanej świątyni. Dla mnie było to bardzo ważne i osobiste przeżycie, ponieważ w tym kościele ślub brali moi dziadkowie. Pobyt w Sarnach dla wielu stał się osobistą wycieczką do miejsc, w których mieszkali ich najbliżsi i krewni.

Ja wybrałam się na Ugły, gdzie dawniej żyli moi dziadkowie. Ugły, wieś, która niegdyś rozciągała się po okolicznym krajobrazie, dziś liczy kilkanaście domów. Otoczona lasami, łąkami i nieurodzajną ziemią. W jednym z miejsc, pomiędzy dwoma dębami, znajduje się pagórek, który pamięta przelewaną ponad 70 lat temu krew. Najprawdopodobniej, w zbiorowej mogile, spoczywa tam 72 bestialsko zamordowanych mieszkańców Ugieł, choć wówczas zginęła ich ponad setka. Zbrodni w Ugłach dokonało UPA 12 maja 1943 roku. Wówczas banderowcy mordowali polską ludność zamieszkującą tę wieś. Zakradli się w nocy, najpierw podpalając domy i zagrody, a potem strzelając do uciekających w popłochu Polaków. Ci, którzy skryli się we wsi, zostali zamordowani, niekiedy też przez swoich ukraińskich sąsiadów. Sposoby jakich używało UPA, by mordować polską ludność, przekraczały wszelkie granice wyobraźni. Często kul było im szkoda, więc potrafili rżnąć ciało kawałek po kawałku używając jakichkolwiek narzędzi. Przewlekali druty kolczaste przez uszy, a dzieci roztrzaskiwali o ściany albo “nadziewali” na sztachety w płocie. Te praktyki znane były na terenie całego Wołynia.

Na uboczu sąsiedniej wsi, gdzie dziś rośnie las, utworzono cmentarz. Mieszkańcy chowali bliskich z dala od wsi ze strachu. Bali się, że też zostaną zamordowani. Wojna budzi największe demony i lęki. Dziś niewielu już pamięta o starych mogiłach.

Z jednej strony czułam ogromne wzruszenie stojąc na ziemi, na którą sięgają moje korzenie, na ziemi, po której chodzili moi dziadkowie i pradziadkowie. Z drugiej jednak wypełniał mnie przerażający smutek i żal powodowany tymi tragicznymi wydarzeniami i tym, że wielu mieszkańców tych terenów, musi kryć się z tym, że pamięta o ludobójstwie sprzed wielu lat. Przedostatni dzień na Wołyniu zakończył się zadumą.

Pobyt na Ukrainie zwieńczyła uroczysta msza święta polowa w miejscu spalonego kościoła w Kazimirce. Niegdyś pielgrzymowano tu niezależnie od wyznania. A wszystko to za sprawą cudownego obrazu Matki Boskiej Kazimierzeckiej

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kwidzyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto