Rozmawiamy z Jackiem Kopisto, który w 1981 r. był wiceprzewodniczącym Międzyzakładowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ "Solidarność" w Kwidzynie.
- Jakie były początki kwidzyńskiej "Solidarności"?
- Strajki w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r. zainspirowały nas do działania. Wiedziałem, że trzeba coś robić. Pracowałem wówczas w gminnej spółdzielni, miałem jakąś wiedzę o produkcji rolnej i wiele rzeczy mnie niepokoiło. Duża produkcja bydła i trzody chlewnej, skup pracował pełną parą, a sklepy były puste, ludzie stali w kolejkach.
Jesienią 1980 r. Międzyzakładowy Komitet Założycielski NSZZ "Solidarność" przekształcił się w MKK. Jej przewodniczącym został Jerzy Kosacz, a Wiesław Gnitecki i ja byliśmy jego zastępcami.
- Został pan internowany w stanie wojennym?
- Nie tak od razu. Internowano mnie 15 grudnia 1981 r. 13 i 14 grudnia zajmowałem się zabezpieczaniem mienia "Solidarności", opieką nad rodzinami internowanych. Próbowaliśmy z Andrzejem Czyżewskim wedrzeć się do opanowanej przez wojsko ,Celulozy" - bez powodzenia. Wydaliśmy także ulotkę potępiającą stan wojenny. Przyjechał cały mikrobus umundurowanych policjantów i tajnych funkcjonariuszy SB. Aresztowali mnie.
- Czy to był najtrudniejszy moment w tamtych dniach?
- Nie. Były gorsze. Z Kwidzyna wywieziono mnie do Elbląga, a stamtąd, nocą, opancerzonym ciężarowym samochodem w nieznanym kierunku. Słysząc po kilku godzinach szczęk gąsienic, metalu, byłem przekonany, że wiozą mnie do ZSRR. W myślach żegnałem się z najbliższymi. Na wieść, że zamykają mnie w więzieniu w Iławie, ogromnie się ucieszyłem. Poczułem, że darowano mi życie.
- Jak obchodzono się z wami w więzieniu?
- Pamiętam przeraźliwe zimno. Strażnicy nie wiedzieli, jak nas traktować - nie byliśmy przecież więźniami. Postępowali z nami dość łagodnie, a my liczyliśmy, że zostaniemy wypuszczeni na Boże Narodzenie. Święta minęły, Nowy Rok też - straciliśmy nadzieję. Na początku 1982 roku zaczęto powoli zwalniać internowanych. Ja wyszedłem pod koniec lutego.
- Co pan robił po wyjściu z więzienia?
- Wróciłem do pracy w GS, ale ciągle byłem niepokojony przez służby bezpieczeństwa. Musiałem się meldować w komendzie MO. Podczas jednej z rozmów zaproponowano mi opuszczenie kraju. Wybrałem Francję, chciałem, by moje dzieci miały spokojne życie.
- Czym pan zajmował się we Francji?
- Pracowałem w budownictwie. Przez 16 lat pobytu w tym kraju wiele się nauczyłem. Poznałem zupełnie inne życie i nie uważam tych lat za zmarnowane.
- Dlaczego pan powrócił?
- W Lyonie wybudowałem dom, który korzystnie sprzedałem. Pozostawiłem dzieci, które tam studiują. Mam tam mieszkanie. Byłem prezesem Polonii w południowej Francji. Urodziłem się jednak w Kwidzynie i kocham to miasto. Tu mieszkają rodziny moje i mojej żony. Mam wielu przyjaciół. Kiedy tylko dostaliśmy paszporty francuskie w 1989 roku, przyjechaliśmy do Polski "prosto z pracy", w dresach. Nigdy nie zrzekłem się obywatelstwa polskiego.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?