Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cracovia - Arka Gdynia 2:0 (1:0)

Przemysław Franczak, Waldemar Gabis
W sobotnie popołudnie 14 tys. kibiców Cracovii (była tam też grupa fanów Arki) przeniosło się do nowej rzeczywistości. Przy ul. Kałuży z hukiem otworzono stadion - dosłownie, bo decybele rozsadzały uszy najpierw podczas koncertu Macieja Maleńczuka, a potem przy pokazie sztucznych ogni, którego nie trzeba się wstydzić w Europie.

Co prawda prezes i współwłaściciel klubu Janusz Filipiak, który się pojawił na meczu mimo choroby, na początku wzdragał się przed mówieniem o momencie przełomowym ("My spokojnie budujemy klub dzień po dniu"), ale z każdym kolejnym pytaniem coraz bardziej się rozkręcał. Stanęło na tym, że dopiero teraz dla Cracovii nadchodzą tłuste lata.
- Możecie sobie stroić ze mnie żarty, lecz ja naprawdę myślę o europejskich pucharach. Nie tylko dla siebie, ale i dla polskich kibiców, którzy mają dość klęsk naszych drużyn. Sukcesy polskiej piłki to moje marzenie. Nie wiem, czy uda mi się do nich doprowadzić, ale działamy w tym kierunku - przekonywał.
Jego słowa, skonfrontowane z dotychczasowymi wynikami drużyny, rzeczywiście mogą wywołać uśmiech politowania, ale Filipiak zaznacza, że nie żąda Ligi Mistrzów od jutra. Wie, że o wiele łatwiej zbudować ładny stadion niż mocny zespół. - Nie działamy nerwowo, nie tniemy głów, gdy coś nie idzie. Chcemy się rozwijać - zaznacza. Na osiągnięcie celów daje sobie kilka lat. Niedużo?
- Panowie, sześć lat temu nawet by mi przez głowę nie przeszło, że w 2010 roku będziemy mieć tak nowoczesny obiekt - uśmiechał się do dziennikarzy. - To co się stało, zdecydowanie przerosło moje oczekiwania. Po raz pierwszy się zdarzyło, że na mecz przyszła cała moja rodzina, żona, córka, syn. To dla mnie ważne. Wcześniej moja żona nie chciała chodzić na ziemny stadion, bo mówiła, że nie ma tam nawet toalety. Dziś są tu już one w różnych miejscach - powiedział szef Com-Archu.
Piszemy o tym, bo na podobne uroczystości i piłkarskie ambicje liczą kibice w Gdyni, kiedy otwarty będzie stadion przy ul. Olimpijskiej.
Duże emocje związane z inauguracją stadionu udzieliły się głównie sędziemu Adamowi Lyczmańskiemu, który już w trzeciej minucie meczu sprezentował gola gospodarzom. Gola bardzo wyczekiwanego przez krakowskich piłkarzy, trenerów i fanów, ale jednak takiego, który nie powinien być uznany. Skaczący do piłki w polu karnym Piotr Polczak - z rzutu wolnego centrował Mateusz Klich - sfaulował bramkarza Arki Norberta Witkowskiego w taki sposób, że ten zamiast złapać futbolówkę, strącił ją do siatki.
- Nie kalkuluje się w takich sytuacjach, a po prostu idzie się na piłkę. Wpadła bramka, sędzia ją uznał i jest gol. Nie ma się co nad tym rozwodzić. Ciężko mi komentować tę sytuację, na stadionie wszystko szybko się dzieje. Być może starłem się z Witkowskim, więc sędzia mógł odgwizdać faul lub go nie odgwizdać. Łukasz Fabiański wiele razy stał na pierwszym metrze i został wepchnięty w bramkę i gol został uznany. Myślę, że wszystko jest okej - bronił się obrońca "Pasów".
Ale znacznie mijał się z prawdą. Jego zagranie - może nieświadomie, ale łokciem uderzył rywala w głowę - nawet w zawodach MMA zostałoby potraktowane jako faul.
Nie zmienia to jednak ogólnej refleksji, że szybkie prowadzenie dało krakowianom luz i komfort. Z kolei żółto-niebiescy po obiecujących dwóch minutach, gdy szybko nacierali na pole karne gospodarzy (szczególnie szybki był Mirko Ivanovski), potem niestety grali apatycznie, bez pomysłu.
- Na początku w ogóle nie mogliśmy utrzymać się przy piłce, w drugiej połowie już było trochę lepiej, wypracowaliśmy sobie parę sytuacji, ale nie udało się nic strzelić. Zaczęliśmy grać tak naprawdę dopiero gdzieś od 30 minuty, poukładaliśmy sobie grę, po przerwie było jeszcze lepiej, ale nic z tego wynikło - mówił Marcin Budziński, pomocnik Arki.
Gdynianie byli słabsi od gospodarzy. Stracili jeszcze drugiego gola, ale i ten wzbudził kontrowersje, bo zanim Bartosz Ślusarski trafił do siatki, Radosław Matusiak zagrał piłkę ręką.
Nie zmienia to jednak faktu, że Arka zagrała dużo gorzej niż tydzień temu z Jagiellonią.

Cracovia - Arka Gdynia 2:0 (1:0)
Bramki: Witkowski (3 samobójcza), Ślusarski (59).
Cracovia: Cabaj - Mierzejewski, Jarabica, Polczak, Janus (46 Wasiluk) - Szeliga, Radomski - Ntibazonkiza, Klich (79 Suworow), Ślusarski - Matusiak (72 Suart).
Arka: Witkowski - Bruma, Rozić, Płotka, Noll - Wilczyński (65 Duarte), Budziński, Bożok, Glavina (77 Zawistowski) - Labukas, Ivanovski.
Żółte kartki: Noll, Labukas (Arka).
Sędziował: A. Lyczmański (Bydgoszcz).
Widzów: 14 300.

Więcej o meczu w poniedziałkowym „Dzienniku Bałtyckim"

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Cracovia - Arka Gdynia 2:0 (1:0) - Gdynia Nasze Miasto

Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto