Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Abelard Giza: "Polska publiczność potrzebuje jeszcze trochę czasu"

stul
Abelard Giza: "Polska publiczność potrzebuje jeszcze trochę czasu"
Abelard Giza: "Polska publiczność potrzebuje jeszcze trochę czasu" TOMASZ BOLT
O kondycji polskiej sceny kabaretowej opowiedział nam sam Abelard Giza. Żarty grupowe i kabarety już nie śmieszą Polaków?

Cezary Pazura powiedział mi kiedyś, że kiedy występuje na scenie, to myśli o siatce do ogrodu, Wi-Fi i hotelu... A o czym na scenie myśli Abelard Giza?
Zawsze myślę o tym, co mówię.

Ostatnio byłam na kameralnym stand-upie Antoniego Syrka-Dąbrowskiego i Jaśka Borkowskiego. Środek tygodnia, ludzi mało... Rozgrzać publiczność trudno. Czy nie jesteśmy chłodnym narodem, a ta forma rozrywki w Polsce potrzebuje jeszcze czasu, żeby się rozwinąć?
To nie ma nic wspólnego z narodem. Wszystko zależy od okoliczności. Widziałem nagrania komików amerykańskich, którzy występowali w małych klubach, przy niepełnej sali i było im równie trudno rozruszać widownię. Po prostu dużo łatwiej rozśmieszyć ludzi stłoczonych przy piwku w wypełnionej po brzegi sali.

W Pana występach szczególnie interesują mnie kontrowersyjne tematy. Nie mogę o nie nie zapytać, wiem, że miał Pan z tego powodu wiele nieprzyjemności. Czy to jest tak, że my - Polacy nie jesteśmy gotowi na żarty z narodowości, religii? Nie doczekamy się polskiej Sary Silverman?
Pewnie się doczekamy, ale potrzeba na to jeszcze trochę czasu. W latach 60. kilkukrotnie aresztowano Lenny’ego Bruce’a - jednego z prekursorów stand-upu za oceanem - za używanie wulgaryzmów.

W jaki sposób tworzy Pan gag, żeby był dynamiczny? Czy modyfikuje go Pan w trakcie występu, jeśli reakcja publiczności jest inna niż Pan przewidywał? A może ćwiczy Pan wcześniej na znajomych?
Teksty, które media nagłaśniają jako kontrowersyjne, moim widzom wydają się normalne. Oczywiście każdy z nas ma inną granicę tzw. dobrego smaku. Jednego zgorszy żart o Jezusie, a innego słowo dupa. Mówię to, na co mam ochotę i jeśli ktoś ma z tym problem, może przecież zwyczajnie nie kupić biletu.

Stosuje Pan specjalne triki podczas swoich wystąpień? Widziałam takie, w których używa się rekwizytów, korzysta z „budzika”, patrzy się na ściągawkę na kartce…
Czasem, kiedy robię sobie tzw. przymiarki do nowego programu (kiedy rozgrywam kilka przedpremierowych wstępów), korzystam z kartki. Po premierze na scenie jestem tylko ja, mikrofon i szklanka wody.

Niektórzy uważają, że polski stand-up to podróbka zagranicznej sceny. Że wciąż brakuje u nas programu i prowadzących pokroju Jimmy’ego Fallona, a polska edycja „I kto to mówi” daleko odbiegała od oryginalnego „Whose Line Is It Anyway?”. Jak odnosi się Pan do takich zarzutów? Czegoś nam brakuje?
Chodzi o czas. Zachodni świat rozrywki ma kilkadziesiąt lat doświadczenia. Ale przecież nie każde show czy komik z USA to komediowa perła. Do nas dociera tylko creme de la creme. Oczywiście można narzekać na to, co mamy, ale to trochę jak krytykować dwumiesięczne dziecko, że nie potrafi biegać i że nieudolnie próbuje naśladować chód dorosłego. Dajmy sobie kilka lat. Wierzę, że będzie lepiej.

W środowisku stand-uperów jest tak, że często wzajemnie się polecacie, zapowiadacie. Czy istnieje podział na konkretne ekipy? Czy to tak małe, hermetyczne środowisko, że nie rywalizujecie między sobą?
Stand-up jest ciągle dziedziną, którą warto nagłaśniać i promować. Razem z Kacprem Rucińskim prowadzę w Gdańsku scenę komediową „elżbietańska 6 na ostro”.
Od czterech lat zapraszamy najciekawszych komików z całej Polski. Niezależnie, z jakiej są ekipy i jaki styl prezentują. Podobnie wygląda sytuacja w innych miastach. Mnie osobiście bawią zarówno abstrakcyjny Eddie Izzard, jak i ostry Doug Stanhope. Rywalizacja nie ma sensu. Jest miejsce dla wszystkich.

Miarą popularności w dzisiejszych czasach nierzadko jest liczba fanów na Facebooku. Pan ma ich mnóstwo. Obecność w mediach społecznościowych i zarządzanie takim profilem jest łatwe?
Bardzo łatwe. Piszę to, o czym chcę powiadomić moich widzów. Czasem wrzucę jakiś komentarz i ponarzekam, czasem dam znać, gdzie gram za miesiąc, a czasem polecę piosenkę, którą uwielbiam albo profil innego komika. Traktuję to jak prywatną relację.

Na koniec chciałabym jeszcze zapytać o receptę na udany dowcip. Jakie cechy powinien mieć dobry żart, który moglibyśmy opowiedzieć znajomym?
Może być wulgarny, może być surrealistyczny, ale przede wszystkim powinien być śmieszny.


Abelard Giza
Pomysłodawca kabaretu Limo, ulubieniec publiczności - aktor, reżyser, scenarzysta i politolog.
Sławę przyniósł mu kabaret Limo, który do życia w 1999 roku powołali Abelard Giza i Marcin Kulwikowski, wówczas uczniowie gdańskiego VIII LO. Limo zabłysnął na festiwalu „Wyjście z cienia” w Gdańsku. Potem była PAKA i pierwsze miejsce. I znów PAKA, na której dostali główną nagrodę, budząc szemranie z powodu tematyki programu „Za murami, za ogniami”. Były w nim Święta Inkwizycja, braciszkowie, Joanna d’Arc, habity. W roku 2006 na festiwalu Lidzbarskie Wieczory Humoru i Satyry zdobyli Grand Prix za program „Miasteczko”. W 2014 roku kabaret poinformował o zawieszeniu działalności. Abelarda Gizę można obecnie podziwiać w roli stand-upera.


Jeśli jesteś zainteresowany patronatem naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]
Jeśli chciałbyś zrobić projekt niestandardowy z naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto