Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

70-lecie Nadleśnictwa Kwidzyn. Powstanie pomnik Bolesława Usowa

Redakcja
fot. archiwum Nadleśnictwa Kwidzyn
Z okazji jubileuszu 70-lecia kwidzyńskiego Nadleśnictwa przed jego siedzibą stanie wkrótce popiersie Bolesława Usowa.

Bolesław Usow był pierwszym powojennym nadleśniczym Nadleśnictwa Kwidzyn w latach 1945 - 1954. O jego dokonaniach mówił podczas ostatniej sesji Rady Miasta Adrian Wiśniowski z kwidzyńskiego Nadleśnictwa.

- Stawiając pomnik chcemy uczcić i wyróżnić tę niezwykłą postać, czego dokonała dla kraju, polskich lasów i zwykłych ludzi. To postać również ciekawa i ważna dla Kwidzyna - mówił Wiśniowski.

Popiersie stanąć miałoby na postumencie. Zostanie ono sfinansowane przez Nadleśnictwo Kwidzyn, ale z racji tego, że powstać ma na terenie należącym do Skarbu Państwa, uchwałę w tej sprawie podjąć musiała Rada Miejska. Radni przyjęli ją jednogłośnie.

Laudację poświęconą Bolesławowi Usowowi znajdziecie na drugiej stronie

Bolesław Usow był pierwszym powojennym nadleśniczym w Nadleśnictwie Kwidzyn w latach 1945 – 1954.
Urodził się 18 lipca 1913 roku w Rypinie, wówczas na granicy rosyjsko-pruskiej. Po wybuchu I wojny światowej jego ojciec – Jan Usow, Rosjanin z pochodzenia, dostał wezwanie do carskiej armii i trafił do Rostowa nad Donem, gdzie zabrał rodzinę. Jako białogwardzistę aresztowano go po wojnie i ślad po nim zaginął. Pozostałą rodzinę Bolesława uratował dziadek ze strony matki – Teodor Bonewicz – ziemianin i patriota polski, który dzięki determinacji i dużym pieniądzom wydostał córkę z sowieckiego imperium.

Młody Bolesław uczęszczając do szkoły Powszechnej i Gimnazjum w Brodnicy angażował się w działalność Związku Harcerstwa Polskiego, za co dosłużył się stopnia instruktorskiego. Studia na Wydziale Leśnym SGGW w Warszawie ukończył w 1939 r., ale dyplom odebrał już w tajnych strukturach szkoły, w 1940 r. Jeszcze na studiach zatrudnił się w warszawskiej Dyrekcji Lasów Państwowych w drużynie urządzeniowej. Po wybuchu wojny brał udział w obronie stolicy, a po jej kapitulacji i przejściu do cywila pracował w Zakładach Zarządu Miejskiego w Warszawie.

Później znalazł pracę przy urządzaniu lasu w dobrach Zamojskich na Lubelszczyźnie oraz sprawował funkcję nadleśniczego w Hucie Krzeszowskiej. Przed wyjazdem w Lasy Janowskie zdążył jeszcze, jako były harcmistrz, wziąć udział w tworzeniu Szarych Szeregów.

W 1943 roku został wraz z częścią załogi nadleśnictwa aresztowany przez gestapo. Zabrano go do więzienia w Biłgoraju, skąd przed śmiercią uratował go oddział AK.

Skatowany Bolesław po przejściu długiej kuracji wstąpił do oddziału „Ojca Jana” (Franciszek Przysiężnik) pod pseudonimem „Konar”.

Podchorąży Stanisław Bałut, ps. „Bruzda” – dziś profesor Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie wspominał po latach: „Z usposobienia „Konar” był człowiekiem zrównoważonym i pogodnym. Do podwładnych odnosił się życzliwie, sprawiedliwie oceniał ich czyny i możliwości. Imponował spokojem. Poza tym był harcerzem i kierował się przykazaniami harcerskimi, na miarę warunków partyzanckiego, leśnego bytu, pociągając swym przykładem młodzież.”

„Za wyróżniające się męstwo w walkach Armii Krajowej na terenie Okręgu Lubelskiego, odznaczony został 3 maja 1944 r. Orderem Wojennym Virtuti Militari klasy V”.

Podczas akcji „Sturmwind” na Lubelszczyźnie - największej bitwie partyzanckiej na ziemiach polskich, rzucono przeciw partyzantom potężne siły wroga. 14 czerwca 1944 r. Niemcy otoczyli w lesie na Porytowym Wzgórzu 3 tysiące partyzantów, w tym oddział dowodzony przez porucznika „Konara”. W tym kotle znalazło się też duże zgrupowanie partyzantów radzieckich. Po ciężkich walkach i zacieśnieniu pierścienia wokół zgrupowania podjęto próbę wydostania się z kotła.

Przewodnikami w tej trudnej akcji byli ludzie z oddziału Bolesława. Dzięki nim powiódł się trudny manewr wydostania się z podwójnego pierścienia, co więcej oddziały wyszły z okrążenia zachowując zdolność bojową. W całej bitwie straty po stronie partyzantów wyniosły 120 zabitych, Niemców poległo ok 600.

Podwładny tak oceniał Bolesława Usowa: „Był to wspaniały dowódca i wielki człowiek. Jego wiedza wojskowa była wszechstronna […] w czasie walk w lasach janowskich na Porytowym Wzgórzu przebywał na pierwszej linii wśród partyzantów. Nie ukrywał, że będzie ciężko wyjść z okrążenia, ale nigdy nie mówił, że to już koniec. Wierzył, że może poniesiemy straty, ale z okrążenia wyjdziemy i tę wiarę wpajał podwładnym. Nie stwarzał niepotrzebnych dystansów między sobą a żołnierzami […]. Zrównoważony i opanowany w każdej sytuacji, był szanowany i uwielbiany przez żołnierzy.”

Po przejściu linii frontu na Lubelszczyźnie NKWD wspólnie z UB rozpoczęło aresztowania i wywózkę do łagrów najaktywniejszych akowców przez co rozwiązano oddział „Ojca Jana”, zaś Bolesław przenosząc się z miejsca na miejsce zaopatrzony w „kartę repatriacyjną” wyjechał na „ziemie odzyskane”.

Pierwszego września 1945 r. zgłosił się do Ministerstwa Leśnictwa, skąd otrzymał skierowanie do pracy na terenie Dyrekcji Lasów Państwowych Okręgu Gdańskiego.

Na początku listopada 1945 r. stawił się do pracy w Kwidzynie. Nadleśnictwo było już częściowo zorganizowane, ale nie pozyskiwało drewna, gdyż trzeba było zagospodarować surowiec pozostawiony przez Niemców w lesie i na składach. Nowy nadleśniczy szybko zyskał sobie szacunek i uznanie pracowników; „[…]pracował z zaangażowaniem i do spraw polityki się nie wtrącał. Jednak czuliśmy – pisał Bronisław Krukowski, pierwszy powojenny sekretarz Nadleśnictwa – że władze nie darzyły go zaufaniem. Za to cieszył się wyjątkową sympatią i szacunkiem społeczeństwa , nie tylko Kwidzyna, ale i okolicy.”

W 1946 r. został aresztowany przez UB, jednak dzięki wstawiennictwu byłych sowieckich dowódców partyzanckich, którym uratował życie na Porytowym Wzgórzu został zwolniony z więzienia. „Przyjaciele” zastrzegli jednak, że nie może liczyć na dalszą pomoc z ich strony.

Bolesław Usow od początku angażował się w życie społeczne Kwidzyna. Na obchody Święta Lasu zapraszał nie tylko miejscowych notabli, ale i młodzież, a zwłaszcza harcerzy. Tworzył struktury PZŁ na terenie powiatu kwidzyńskiego, zostając jednocześnie pierwszym łowczym w Kole Łowieckim „Daniel”. Myślistwo i motoryzacja były jego pasją. W wolnych chwilach organizował wyjazdy na polowania dla leśników i zaprzyjaźnionych myśliwych z miasta i okolic. Podczas jednego z wyjazdów uległ wypadkowi i był poddany poważnej operacji czaszki. Podczas kilkumiesięcznej rekonwalescencji musiał pokonać mi.in. lewostronny paraliż ciała, jego powrót do zdrowia lekarze uznali za cud.

Zachowała się charakterystyka służbowa Bolesława Usowa wg której ma „oblicze polityczne nie skrystalizowane”, ale w ocenie pracy zawodowej napisano: "Ob. Inż. Usow Bolesław posiada duże znajomości wiedzy fachowej, jest pracownikiem jednym z lepszych – czego dowodem jest prowadzenie przez nazwanego najintensywniejszego nadleśnictwa na terenie tut. Okręgu. Pracownik obowiązkowy i sumienny o dużym zmyśle organizatorskim. Z nałożonych nań obowiązków wywiązuje się należycie i pod tym kątem Okręg nie ma do niego zastrzeżeń”.
We wspomnieniach jemu współczesnych rysuje się obraz człowieka, który „Lubił ludzi, kochał życie".

Kuzynka, Anna Reinl wspomina: "Bolek był człowiekiem łagodnego usposobienia, lubianym w rodzinie, w towarzystwie, w środowisku zawodowym i społeczności Kwidzyna. Gdy trzeba był stanowczy, jednoznaczny, odważny. Nie jest to jednak postać monumentalna, Bolek był człowiekiem z krwi i kości."

Dobra ocena pracy nie ustrzegła go w kolejnych latach przed zawieszaniem w czynnościach służbowych, utrudnianiem życia przez delegowanie do odległych placówek, próbami przeniesienia do innych Dyrekcji LP.
Pomimo to, Bolesław Usow pozostał na stanowisku w Kwidzynie aż do śmierci. 30 lipca 1954 r. około godziny 13 wracając motocyklem z warsztatu został potrącony przez „zieloną ciężarówkę", która wymusiła pierwszeństwo. Nadleśniczy odniósł ciężkie obrażenia i zmarł po przewiezieniu do szpitala.

Brakuje jakichkolwiek informacji na temat ciężarówki; skąd się wzięła, kto ją prowadził, kto był jej właścicielem. Zachowało się tylko „Zawiadomienie o wypadku przy pracy” sporządzone w nadleśnictwie, gdzie napisano, że "[…] zderzył się przypadkowo z samochodem ciężarowym skutkiem czego nastąpiło ciężkie uszkodzenie głowy i nóg, i po przewiezieniu do szpitala zmarł". Spisano je 24 sierpnia 1954 r.

Uroczystości pogrzebowe zgromadziły rzesze ludzi. Trumnę wyniesiono z domu żałoby w Kwidzynie na ramionach przyjaciół i współpracowników. Po Mszy Św. żałobnej następnego dnia w kawalkadzie samochodów została przewieziona do Torunia. Na miejscu skąd wyruszyć miał kondukt pogrzebowy zebrały się takie tłumy, że - jak pisze jego podkomendny, Stanisław Puchalski - "[…] ksiądz mający celebrować uroczystości żałobne - wycofał się, gdyż sądził, że jest to pogrzeb osoby wysoko postawionej w hierarchii rządowej, w którym nie miał brać udziału. Został przekonany, że to pogrzeb nadleśniczego, bardzo lubianego i szanowanego człowieka."
W późniejszych notach biograficznych pojawiają się sugestie, jakoby jego wypadek został zaaranżowany. Faktem jest, że większość żołnierzy „Ojca Jana” podlegała po wojnie represjom. Wydawano na nich wyroki śmierci, zsyłano do łagrów, skazywano na ciężkie więzienie, prześladowano, niektórzy zaginęli bez śladu. W zderzeniu z ciężarówką zginęli też inni partyzanci z oddziału „Konara”; Bogumił Męciński "Władka" i Stanisław Pelczar "Majka". Okoliczności śmierci Bolesława Usowa prawdopodobnie nie da się już ustalić.

Polub nas na Facebooku

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kwidzyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto