24 czerwca 1976 roku podczas specjalnego, godzinnego przemówienia transmitowanego w telewizji, premier PRL Piotr Jaroszewicz, ogłosił że za cztery dni ceny żywności drastycznie wzrosną. Produkty podrożały aż o 60 procent. Polskie społeczeństwo zareagowało błyskawicznie. Już następnego dnia robotnicy z fabryki Przemysłu Ciągnikowego „Ursus” wyszli na ulice. W sumie strajkowało aż 90 proc. załogi.
Blokada torów
Źródło: czerwiec76.ipn.gov.pl
Około godziny 9.30 na torach w kierunku Berlina zebrało się ponad tysiąc osób. Szli spokojnie obok siebie, tworząc „żywą zaporę”, która sparaliżowała ruch kolejowy. Władze zakładu w kółko powtarzały komunikat wzywający ich z powrotem do pracy. Protesty jednak wciąż się nasilały. Robotnicy rozebrali nawet fragment torów i zepchnęli tam lokomotywę. Wszystko po to, by przedłużyć strajk i zablokować przejazd pociągów. Żądali cofnięcia zapowiedzianych podwyżek. Niestety, wieczorem zostali brutalnie spacyfikowani.
Interwencja milicji nastąpiła około 21.30, po wieczornym przemówieniu telewizyjnym Jaroszewicza, w którym premier odwołał podwyżkę - tłum wówczas stopniał do kilkuset osób. Starcie trwało kilkanaście minut, po nim zaczęła się obława na demonstrantów” - czytamy w relacji przygotowanej przez pracowników Instytutu Pamięci Narodowej.
Barykada przed bramą ZM "Ursus"
Źródło: czerwiec76.ipn.gov.pl
Używano gazu łzawiącego, petard i pałek, a demonstrantów brutalnie pobito. W przeciągu kilku godzin zatrzymano 194 osoby. Za udział w strajku, z zakładów w Ursusie zwolniono ok. 300 osób. Potem rozpoczęły się procesy, organizatorzy protestów dostali wysokie wyroki. Gdyby nie ich upór, Polska droga do wolności na pewno wyglądałaby inaczej.
O tym, jak znaczące było to wydarzenie, świadczy spotkanie, do którego doszło na korytarzu sądowym podczas procesu inicjatorów strajku. Pojawili się tam zarówno robotnicy, ich rodziny, jak i tzw. inteligencja. - Spotkanie z rodzinami prześladowanych robotników z Ursusa to był ten moment, gdy poczuliśmy, że robimy coś sensownego - tłumaczył Henryk Wujec, opozycjonista i działacz KOR-u. - To był pewien obowiązek moralny, konieczność pomocy osobom, które są w sytuacji beznadziejnej - dodał. Właśnie wtedy pojawiła się potrzeba powołania Komitetu Obrony Robotników, by pomóc rodzinom zwolnionym z pracy i skazanym. Choć organizacja działała tylko rok, jej upór doprowadził do amnestii skazanych robotników.
W sumie w następstwie tzw. „Czerwca 76”, w całym kraju 274 osoby zostały zamknięte w więzieniu, ale poszkodowanych, pobitych lub zwolnionych z pracy było kilka razy więcej. „Ukarano” także całe miasto, ponieważ 1 stycznia 1977 roku, kilka miesięcy po protestach, Ursus przestał być osobnym miastem i został włączony do Warszawy. Nawet nie jako osobna dzielnica, ale jako część Ochoty. Wkrótce nad fabryką, który zatrudniała kilkanaście tysięcy pracowników, posiadała własne osiedla, przedszkola i domy wczasowe, miały zawisnąć czarne chmury.
Wielka fabryka działała ponad 100 lat
Żeby zrozumieć, jak ważna dla lokalnej społeczności była fabryka w Ursusie, należy cofnąć się do 1893 roku. Wtedy trzej inżynierowie: Ludwik Rossman, Kazimierz Matecki, Emil Schönfeld wraz z czterema przedsiębiorcami: Stanisławem Rostkowskim, Aleksandrem Radzikowskim, Karolem Strassburgerem i Ludwikiem Fijałkowskim poświęcili oszczędności posagowe swoich siedmiu córek i założyli w Warszawie Towarzystwo Udziałowe Specyalnej Fabryki Armatur.
Początkowo siedziba mieściła się przy ul. Siennej, a firma zajmowała się produkcją instalacji dla przemysłu. Wtedy zaczęto używać znaku „P7P”, który oznaczał po prostu Posag Siedmiu Panien. Dzisiaj na ulicy upamiętniającej założycieli mieszczą się pozostałości po zakładach.
Źródło: materiały firmy Ursus S.A.
Strategiczny zakład II PR i duma komunizmu
Wraz z początkiem XX wieku zakłady przeniesiono na Wolę, a w 1923 roku na Szamoty. Zmieniono też ich nazwę. Jedna z córek właściciela zafascynowana Sienkiewiczowskim "Quo vadis", poprosiła, by zakłady mechaniczne nazwać imieniem bohatera, który gołymi rękami pokonał tura. Tak narodziła się fabryka Ursus, w którą zainwestowano pół miliona ówczesnych dolarów.
Produkowano tam nie tylko ciągniki rolnicze, ale także czołgi, pojazdy pancerne, samochody Ursus i ciężarówki Saurer, wozy strażackie, pocztowe, a nawet silniki lotnicze. Robotników odwiedził nawet prezydent Ignacy Mościcki. Krótko mówiąc, był to strategiczny zakład dla II RP, z którego dumni byli mieszkańcy okolicznych miast i wsi.
Źródło: materiały firmy Ursus S.A.
W czasie drugiej wojny światowej fabrykę przejęli Niemcy, a po zakończeniu konfliktu zbrojnego zakłady ponownie uruchomiono w 1946 roku. W kolejnym roku z taśmy zjechał pierwszy ciągnik zapowiadany jako „dar robotnika i inżyniera na 1-go Maja dla brata chłopa.” Od tego czasu każdy PGR chciał mieć pojazd wyprodukowany w mieście Ursus, gdyż w latach 50. miejscowości nadano nazwę od wielkiego zakładu.
Kolejny ważny moment to przełom lat 60. i 70. Inżynierowie z Politechniki Warszawskiej stworzyli serię ciągników nazwanych „rodzina U”. Wśród nich był pierwszy tzw. ciągnik ciężki, który powstał dzięki współpracy polskich i czechosłowackich wynalazców. Niestety, na skutek decyzji władz PZPR produkcję w dużej części zastąpiono ciągnikami na licencji amerykańskiej firmy Massey Ferguson.
W tym czasie produkowano już ponad 50 tys. pojazdów rocznie. Co ciekawe ciągniki z logotypem Ursusa odznaczały się niebywałą trwałością. W 1971 roku studenci przejechali modelem C-355 10 tys. kilometrów na trasie z Polski do Libanu, czyli tzw. „małej Azji”, przez ZSRR, Jugosławię, Bułgarię, Turcję i Czechosłowację. Trzy lata później kolejna wyprawa dotarła aż do Iraku.
Zakłady przeżywały wtedy swoje złote czasy. Zbudowano ogromne osiedle dla robotników „Niedźwiadek”, w którym zamieszkało 20 tys. osób. Poza tym powstawały szkoły, przedszkola i ulice, a w innych częściach kraju nawet domy wczasowe dla pracowników. W latach 80., po wcieleniu miasta do Warszawy i stłumieniu strajków, fabryka cały czas pracowała bez zarzutów. Hucznie obchodzono także uroczystość wypuszczenia milionowego ciągnika. Problemy rozpoczęły się w kolejnych dekadach.
Autor: Szymon Starnawski
Ursus nie odnalazł się w czasach dzikiego kapitalizmu. Skończyła się licencja na ciągniki Massey Ferguson, a jej przedłużenie wiązało się z restrukturyzacją firmy. Na to nie zgodzili się związkowcy. Z czasem, ze względu na zmianę modelu gospodarki, popyt na ciągniki zaczął spadać. Zdarzały się miesiące, gdy przerywano produkcję. Następnie rozpoczęły się grupowe zwolnienia. Ursus pogrążyły ciągniki z Białorusi, które były po prostu tańsze.
Po kilku próbach restrukturyzacji, POL-MOT Warfama SA w 2011 roku zakupił 100% akcji spółki. Firma Ursus zdołała wyjść z kryzysu. Produkcję przeniesiono do Lublina, a Ursus – jako dzielnica Warszawy – stracił swój przemysłowy charakter. Pozostały wspomnienia i gigantyczne hale produkcyjne, które od lat stały odłogiem. Teraz zastępują je nowe osiedla mieszkaniowe.
Będzie muzeum?
To jednak nie koniec Ursusa w Warszawie. Artystka Jaśmina Wójcik od kilku lat walczy o upamiętnienie historii fabryki w stolicy. Zbiera wspomnienia pracowników, organizuje wystawy i spacery związane z zakładem.
- W rozmowach, które przeprowadzałam, usłyszałam, że traktory, maszyny, hale, produkcja to ludzie. Że historia fabryki w Ursusie to suma wielu tysięcy jednostkowych biografii, każdego pracownika i każdej pracownicy - wyjaśnia. I dodaje: - Bardzo chciałabym upamiętnić ludzi i ich pracę w filmie pełnometrażowym, który właśnie realizujemy.
Dzięki staraniom artystki udało się uratować 400 zabytkowych traktorów. W marcu 2016 roku miasto potwierdziło, że znajdzie pieniądze na ich wykupienie. - Chciałabym, aby powstało muzeum Ursusa, gromadzące materialne i niematerialne pamiątki, będące pomostem pomiędzy przeszłością a przyszłością dzielnicy, łączące pokolenia. Muzeum będące żywym miejscem, tworzonym przez mieszkańców - dodaje.
Autor: Piotr Wróblewski, dziennikarz naszemiasto.pl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?