Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rząd chce wprowadzić kadencyjność w samorządach. Co na to włodarze? [ZAGŁOSUJ W SONDZIE]

Rafał Cybulski, Arkadiusz Kosiński
PiS coraz głośniej mówi o potrzebie kadencyjności władz w samorządach. Włodarze miast i gmin w większości pomysł krytykują.

W polskich samorządach zawrzało. To reakcja na rządowe plany wprowadzenia kadencyjności na stanowiskach prezydentów, burmistrzów i wójtów. Wedle proponowanych zmian, na czele organów władzy wykonawczej w samorządzie można by stać nie dłużej niż dwie kadencje. Co ciekawe, nowe prawo ma obowiązywać wstecz, a to oznacza, że wszyscy samorządowcy, którzy kończyć będą teraz co najmniej drugą kadencję, nie mogli by się ubiegać o reelekcję. Zdaniem wielu, po publicznych mediach i Trybunale Konstytucyjnym, obóz rządzący chce teraz zagarnąć dla siebie samorządy. Z drugiej jednak strony nie brakuje zwolenników pomysłu ograniczenia kadencji, co ma być receptą na rozbicie nieformalnych, lokalnych układów, klik i koterii.

W powiecie kwidzyńskim jest dwóch szefów samorządu, którzy sprawują urząd już piątą kadencję, to burmistrz Kwidzyna Andrzej Krzysztofiak oraz wójt Sadlinek Elżbieta Krajewska. Oboje na swoich stanowiskach są już od 1998 roku. Ewa Nowogrodzka, wójt gminy Kwidzyn wójtem jest od 2006 roku, Kazimierz Kwiatkowski od 2010 roku, natomiast zupełnymi debiutantami w tym gronie są burmistrz Prabut Marek Szulc i wójt Ryjewa Sławomir Słupczyński, dla których obecna kadencja jest pierwszą. Dwaj ostatni wedle nowego prawa, o ile zostanie ono uchwalone, mogli by tylko jeszcze raz wystartować w wyborach samorządowych.

- Nie chciałbym być sędzią we własnej sprawie, ale jednak zabiorę głos. Po pierwsze, jeśli już takie rozwiązanie miałoby zostać wprowadzone, to nie wyobrażam sobie, by mogło działać wstecz - mówi Sławomir Słupczyński, wójt gminy Ryjewo.

On sam wójtem jest dopiero pierwszą kadencję, a więc od dwóch lat, choć trudno mu odmówić doświadczenia, bo wcześniej przez wiele lat jako wicewójt był prawą ręką urzędującego wtedy Józefa Gutowskiego.

- Jeśli miałyby być dwie kadencje, to liczenie trzeba zacząć po najbliższych wyborach - mówi Słupczyński, ale po chwili dodaje: - Ja jednak jestem przeciwnikiem ograniczeń. Najlepiej niech mieszkańcy decydują o tym, kto i jak długo ma rządzić gminą czy miastem, w których mieszkają.

W podobnym tonie wypowiada się urzędujący w Kwidzynie od 1998 roku Andrzej Krzysztofiak. 18-letni staż czyni go na pewno jednym z najbardziej doświadczonych burmistrzów w skali całego kraju. Gdyby nową ordynację wprowadzono w najostrzejszej wersji, to on już za dwa lata musiałby definitywnie złożyć urząd.

- Liczenie kadencyjności wstecz jest niezrozumiałe, łamie podstawową zasadę prawną mówiącą o tym, że prawo nie działa wstecz. Zastosowanie jej jest jawnym zamachem na demokrację - stwierdza Andrzej Krzysztofiak, choć jak tłumaczy, częściowo pomysł popiera. - Całym sercem popieram wprowadzenie zasady ograniczenia kadencyjności władz z zastrzeżeniem, że obejmowałaby ona zarówno przedstawicieli organów wykonawczych takich jak prezydenci, burmistrzowie miast i wójtowie gmin oraz tych, którzy zasiadają w ciałach prawodawczych, czyli posłów, senatorów oraz członków rad sejmików wojewódzkich, powiatowych jak i gminnych - tłumaczy.

Związek Miast Polskich, do którego należy Kwidzyn, zaprotestował (CZYTAJ TUTAJ) niedawno przeciwko rządowym planom, choć w jego łonie zdarzyły się głosy osobne. Za ograniczeniem liczby kadencji, choć w nieco innym niż proponowany kształcie, opowiedział się np. burmistrz Kościerzyny.

- Najlepszym rozwiązaniem byłyby dwie kadencje trwające po pięć lat - mówi Michał Majewski, który stanowisko burmistrza piastuje pierwszą kadencję. - Dwie kadencje trwające cztery lata, to mogłoby być trochę za mało, gdyż tak naprawdę ten pierwszy okres jest wprowadzający. Jednak zdecydowanie jestem za tym, żeby piastowanie funkcji nie trwało na zasadzie „na wieki”.

Głosów poparcia nie brakuje również wśród wyborców.

- Podczas wielu lat rządów politycy odrywają się od rzeczywistości. Kadencyjność powinna objąć także radnych. Być może dzięki temu zarówno burmistrzowie, wójtowie jak i radni zamiast budowy lokalnych układów celem reelekcji skupili by się na pracy dla mieszkańców - mówi Kamil Zatorski, mieszkaniec powiatu.

Nie brakuje jednak i takich, którzy uważają, że ograniczenie liczby kadencji, to zły pomysł.

- W wielu przypadkach gospodarz miasta po prostu sprawdza się w swojej roli przez długie lata, sprawiając, że miasto się rozwija w dobrą stronę i w szybkim tempie. Po co to zmieniać? Tym bardziej, że w takim Kwidzynie nie za bardzo widać konkurencję w postaci innych partii. Po prostu się nie nadają. A jeżeli ustawa zmusi Krzysztofiaka do "abdykacji", to wybory wygra osoba przez niego namaszczona, coś na bazie prezydentury Miedwiediewa w Rosji - mówi z kolei Łukasz (nazwisko do wiadomości redakcji), mieszkaniec Kwidzyna.

Powstaje Komitet Obrony Samorządności. "Jestem tyranem i dyktatorem księstwa kwidzyńskiego"

W ubiegłym tygodniu, w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku, pomorscy wójtowie, burmistrzowie i prezydenci przyjęli wspólny apel w obronie wolności wyboru i niezależności społeczności lokalnych. Podobne spotkania mają się odbyć w najbliższym czasie w każdym z miast wojewódzkich. Na luty bądź marzec samorządowcy z całej Polski chcą zorganizować dużą manifestację w Warszawie.

- Nasza inicjatywa to naturalny odruch, by spotkać się po enuncjacjach Jarosława Kaczyńskiego na temat samorządów – tłumaczył prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. - Byłoby to niezrozumiałe dla opinii publicznej, gdybyśmy milczeli wobec tych zapowiadanych destrukcyjnych działań.

- W dyskusji poprzedzającej przyjęcie apelu wracano przede wszystkim do zapowiedzi Prawa i Sprawiedliwości, że w wyborach w 2018 r. nie będą mogli kandydować wójtowie, burmistrzowie i prezydenci, sprawujący dotąd te funkcje przez co najmniej dwie kadencje. - To skok na samorządy – mówił marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk. - Mówi się o kilkach i układach i na tej podstawie chce się pozbawić społeczności lokalne prawa wyboru. Obraźliwie insynuuje się, że chodzi o bronienie własnych stołków. Jeśli będziemy godzić się na ograniczanie praw, to niedługo Jarosław Kaczyński będzie ustalał, kto znajdzie się na liście.

- Jestem tyranem i dyktatorem księstwa kwidzyńskiego - drwił otwarcie z wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o samorządowcach burmistrz Kwidzyna Andrzej Krzysztofiak, jeden z inicjatorów spotkania. - Dzisiaj wiemy, po co był Trybunał Konstytucyjny. Chodzi o to, żeby to, co działa dobrze, zepsuć. - Ordynacja jest pierwszym krokiem – zapowiadał Jacek Karnowski, prezydent Sopotu. - Potem przyjdzie kolej na okręgi wyborcze. - Nie możemy wymiękać, nie możemy się poddać.

Gdańsk jest pierwszym miastem wojewódzkim w Polsce, w którym odbyło się tego rodzaju spotkanie. Reprezentacja samorządowców była na tym spotkaniu liczna, choć zwracała uwagę nieobecność prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka czy prezydenta Słupska Roberta Biedronia. Całą treść apelu samorządowców znajdziecie na www.dziennikbaltycki.pl

Obserwuj nas na Twitterze!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na kwidzyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto