Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pamiętnik z EURO 2016. Część III: Hymn ze łzami w oczach

Rafał Cybulski
Rafał Cybulski/Piotr Czerniak/Robert Kopiński
Dziś finał piłkarskich mistrzostw Europy, a ja prezentuję ostatnią część mojego Pamiętnika z EURO. W poprzednim odcinku pisałem o tym, jak z Piotrem, Krzyśkiem i Robertem szczęśliwie dotarliśmy do Paryża i zwiedzaliśmy stolicę Francji. Teraz zapraszam do lektury trzeciej i ostatniej części w której piszę o potyczce biało-czerwonych z Niemcami i towarzyszącej temu atmosferze.

Pamiętnik z EURO 2016. Część III: Hymn ze łzami w oczach
Kibicując Walijczykom
Z naszego hotelu w podparyskim Pierrelaye do Saint Denis docieramy podmiejską kolejką. Pociągi i kolej we Francji znacznie jednak różnią się od tego co znamy z Polski i wcale nie mam tu na myśli tylko słynnego TGV, ale i lokalne pociągi imponujące czystością, funkcjonalnością i nowoczesnością.

Gdy po półgodzinie wysiadamy na stacji Gare de Saint-Denis zauważamy, że białych jest tu jak na lekarstwo, bo miasto, gdzie wybudowano Stade de France zdominowane jest przez ludzi 0 czarnej lub brązowej skórze. Na miejsce dojechaliśmy jednak dość wcześnie i dopiero nieco później ulice Saint Denis zaczynają się wypełniać wielobarwnym tłumem kibiców. Dominują oczywiście Polacy i Niemcy, ale wokół można też spotkać wielu Anglików i Walijczyków, którzy tego dnia rozgrywają bezpośredni mecz między sobą. My oglądamy go w jednym z pubów, w mieszanym, międzynarodowym towarzystwie. Oprócz naszej czwórki jest też kilku Polaków, którzy pracują w Londynie. Oni kibicują Anglikom, my oczywiście Walijczykom.

- Chłopaki, ale ja się nie cieszę, gdy zdobędą gola, bo ten drwal za mną na pewno zdzieli mnie kuflem w łeb - pół żartem, pół serio mówi „Bidel”.

Trudno mu się jednak dziwić, bo wspomniany drwal imponuje nie tylko posturą, ale i tubalnym głosem oraz olbrzymią ekspresją: - Fucking German - ryczy co chwilę, gdy niemiecki sędzia podejmuje decyzje niekorzystne dla synów Albionu.

Dlatego, gdy Gareth Bale pokonuje Joe Harta z rzutu wolnego głośną radość okazuję chyba tylko ja. Bez konsekwencji.

FC Bolek rządzi we Francji
W przerwie przenosimy się jednak do piętrowego baru, gdzie serwują pyszne kebaby. Tam oglądamy drugą połówkę meczu i dwa gole zdobyte przez Anglików. Co ciekawe większość z około trzydziestu klientów tureckiego baru stanowią Polacy. Wśród nich również dwie pary mniej więcej w naszym wieku, które na Euro przyjechały z...Chicago. A ja śmieję się od ucha do ucha, gdy kolejny biało-czerwony kibic wchodząc na piętro mówi: - O kurczę, naprawdę gramy u siebie!

Po obiedzie idziemy jeszcze na chwilę do centrum, gdzie podziwiamy słynną gotycką bazylikę, a potem mamy zamiar wyruszyć na stadion. Plany krzyżuje potężna ulewa, którą udaje nam się przeczekać w parku. Gdy wreszcie przestaje padać „Kopiś” i „Maniek” ruszają na stadion, a ja z „Bidlem” idę jeszcze na jedno piwo, bo wiadomo, że na stadionie niczego z procentami się już nie napijemy.

- „Czosnek”, dlaczego nie odbierasz telefonów - słyszę naraz w tłumie. To „Podlaś”, czwarty po „Mańku”, „Kopisiu” i mnie zawodnik FC Bolka, któremu udało się zdobyć bilet na Euro. On przyjechał bezpośrednio do Paryża. Towarzyszą mu siostra, szwagier i Marek, kolega z Jabila.

Łzy w trakcie Mazurka Dąbrowskiego
Pół godziny później jesteśmy już przed stadionem, ale potem następne pół czekamy w kolejce do bramek wejściowych. Po prostu kontrola na Stade de France jest o wiele bardziej drobiazgowa, niż miało to miejsce w Nicei. W końcu jednak zasiadamy w swoim sektorze i podziwiamy największy francuski stadion. Wpra-wdzie schody i elewacje wyglądają już na pełnoletnie - stadion wybudowano w 1998 roku - ale mogące pomieścić 80 tys. widzów trybuny robią wrażenie.

Tuż przed meczem, gdy trybuny są już wypełnione kibicami z dumą zauważamy, że jest nas więcej niż Niemców, choć doceniamy przygotowaną przez nich oprawę. Gdy rozbrzmiewa niemiecki hymn podnoszą przygotowane wcześniej kartki w barwach narodowych i tworzą efektowną flagę wielkości jednego sektora. Jednak, gdy rozbrzmiewa Mazurek Dąbrowskiego bijemy ich na głowę. Hymn śpiewany przez 40 tys. osób na każdym musi zrobić wrażenie, więc nic dziwnego, że ja i siedzący obok mnie „Maniek” mamy łzy w oczach.

Sam mecz jest wyrównany, a my, jak wszyscy którzy go oglądają zachwycamy się Michałem Pazdanem i konsekwentną grą naszych w defensywie. Oczywiście psioczymy na Arka Milika, który dwukrotnie patałaszy w znakomitych sytuacjach. W pewnym momencie trochę niepewnie spoglądamy jednak na siebie , bo naszych uszy dobiega dziwny dźwięk - coś przypominającego samolot lub pociąg. Po chwili wiemy już jednak o co chodzi. To nasi kibice klepią w plastikowe siedzenia, co w wykonaniu na kilkadziesiąt tysięcy rąk robi naprawdę niesamowite wrażenie.

Po końcowym gwizdku czujemy malutki niedosyt, ale jednak doceniamy remis z aktualnymi mistrzami świata. A poza tym cztery punkty już w tym momencie właściwie gwarantują nam wyjście z grupy. Dlatego do hotelu wracamy zadowoleni. Niestety czasu na odpoczynek nie mamy zbyt wiele, bo zrywamy się z łóżek po ledwie czterech godzinach snu. Nie może być jednak inaczej, bo przed nami 1600 km samochodowej podróży do Kwidzyna, która kończy naszą przygodę z Euro 2016.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kwidzyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto