- Wszystkie te miejsca są stale monitorowane, a czysta woda świadczy o tym, że w żadnym z tych miejsc nie następuje wymywanie wałów - informuje Roman Nowak, rzecznik prasowy wojewody.
Równie dobrej myśli jest Andrzej Szejerka, kierownik terenowego oddziału Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych, pełniący obecnie funkcję dowódcy obrony wałowej.
- Kubatura podstawy naszych wałów jest zdecydowanie większa, niż podobnych konstrukcji choćby na południu kraju. To kluczowy parametr, decydujący o ich wytrzymałości - tłumaczy Szejerka.
Mimo że każda z nadwiślańskich gmin opracowała plany ewakuacyjne, to analiza sytuacji wskazuje, że tym razem, na szczęście, nie zostaną użyte.
- Stan techniczny wałów jest dobry, w związku z tym nie ma konieczności przeprowadzania ewakuacji - zapewnia Bogdan Dubik, szef Wydziału Zarządzania Kryzysowego przy starostwie kwidzyńskim. - Martwią mnie jednak liczne i powtarzające się pogłoski, niepokojące mieszkańców zagrożonych terenów. Ludzie sami sobie szkodzą. Część z plotek brzmi wiarygodnie i musimy włożyć pewien wysiłek, by je zdementować. Tymczasem, proszę wierzyć, póki co sytuacja naprawdę kształtuje się pomyślnie - przekonuje.
Dopóki jednak woda nie opadnie do poziomu ostrzegawczego na wszelki wypadek utrzymane są posterunki wzdłuż linii wałów. Co kilka kilometrów strażnicy wałowi, wspólnie ze strażakami z okolicznych miejscowości, obserwują sytuację na Wiśle. Przy okazji odpędzają też postronnych gapiów, których niemało kręci się w okolicy wjazdów.
- Rozumiem, że miejscowi chcą na własne oczy zobaczyć jak wygląda sytuacja, ale wycieczki wjeżdżające pojazdami na koronę wałów to już przesada - mówi Andrzej Szejerka.
Warto pamiętać, że wciąż obowiązuje zakaz wstępu na konstrukcje przeciwpowodziowe. Niezastosowanie się do przepisu grozi grzywną.
Przez trzy ostatnie dni beztroska gapiów kontrastowała z narastającymi obawami właścicieli gospodarstw i domów położonych najbliżej rzeki.
- Już w niedzielę spakowaliśmy się i przenieśliśmy rzeczy do rodziny. Tam też śpimy. Do wsi przyjeżdżam tylko ja. Do pracy - z niepokojem mówiła we wtorek sprzedawczyni ze sklepu w Korzeniewie (gm. Kwidzyn).
Dlatego tak ważna była informacja o obniżaniu się lustra wody. Mieszkańcy nadwiślańskich miejscowości przywitali wczorajszy komunikat sztabu kryzysowego z pewną ulgą.
- Najgorszego się już nie boję. Cieszę się, bo strach był chwilami duży, ale co robić. Żyć trzeba - mówiła wczoraj Krystyna Śnieda, prowadząca gospodarstwo w Grabówku (gm. Kwidzyn). - Martwię się tylko, że uprawy tytoniu zniszczy woda. Niech pan spojrzy na pola sąsiada. Posadził buraki na międzywalu, a teraz całe pole jest zalane wodą. Katastrofa - dodaje.
Woda wystąpiła również w zagrodzie Kazimierza Majsaka z Kaniczek (gm. Sadlinki). Rolnik przekonuje jednak, że to nic nadzwyczajnego. Płot jego zagrody przylega do linii wału.
- To normalne, gdy woda za wałem stoi wysoko. Podsiąka teraz i pewnie jeszcze z kilka dni nie przestanie. Jestem do tego przyzwyczajony - zapewnia.
Służby nie są w stanie przewidzieć, kiedy sytuacja wróci do normy, ale wiele wskazuje, że najgorsze mamy za sobą.
Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?