Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Morderstwo w Kwidzynie. Hubert K. zeznawał przed Sądem Okręgowym w Gdańsku

Arkadiusz Kosiński, Łukasz Kłos
fot. Przemek Świderski
Kochałem ją, a ona kochała mnie. Nigdy bym nie przypuszczał, że jestem w stanie zrobić coś takiego - powiedział na pierwszej rozprawie Hubert K., która we wtorek odbyła się przed Sądem Okręgowym w Gdańsku.

Hubert był wyraźnie skruszony, przygnębiony. Kilka razy chował głowę pod ławę oskarżonych. Na zadawane pytania często odpowiadał bardzo cicho i niepewnie. Sędzia kilkukrotnie upominał go, by mówił głośniej. Pytał czy chłopak chce coś powiedzieć rodzicom Nikoli.

- Chciałbym, ale nie wiem, czy to już jest ta chwila - odpowiedział Hubert.

Pytany o to dlaczego zabił dziewczynę, w żaden sposób nie był w stanie podać racjonalnych powodów. Potwierdził, że w trakcie spotkania się pokłócili.

- Tamtego wieczoru rozmawiałem z nią. Sprzeczaliśmy się. Ona kilka dni wcześniej zasugerowała, że potrzebuje przerwy w naszym związku. Myślałem że zmieni zdanie, choć może w jakimś stopniu ją rozumiałem - tłumaczył.

Zeznającą przed sądem matka oskarżonego powiedziała, że w związku nastolatków coś zaczęło się psuć po powrocie Nikoli z rejsu żeglarskiego. Chłopak niezbyt optymistycznie miał być także nastawiony do jej planów wyjazdu na studia. Bał się, że to może przekreślić ich związek.

Nikola miała często przebywać w domu Huberta. Nie raz bywało tak, że codziennie przychodziła tam zaraz po szkole. Nastolatka często rozmawiała z matką Huberta, zwierzała się jej.

- Wracali po szkole do domu, rozmawiali, bawili się. Wszystko wskazywało na to, że się mocno kochają - mówiła matka Huberta.

To właśnie jej Nikola miała powiedzieć, że w trakcie związku z Hubertem, poznała innego chłopaka. Tej relacji nie brała jednak na poważnie. To miało uświadomić jej, jak ważną rolę w jej życiu odgrywał Hubert.

Tego tragicznego, lipcowego wieczoru jeden z kolegów Huberta organizował urodzinowe ognisko przy ul. Owczej. Chłopak pojawił się na nim wraz z kolegą. Z domu zabrał kuchenny nóż. Jak przyznał na rozprawie, wcale nie brał go z zamiarem zabicia Nikoli.

- Potrzebowałem go, żeby naostrzyć drewno na ognisko - tłumaczył Hubert.

Kiedy nastolatek pojawił się już na ognisku, zadzwoniła do niego Nikola. Powiedziała, że idzie z Rakowca w stronę Kwidzyna wzdłuż torów kolejowych. Chłopak wraz z kolegą postanowił wyjść jej na przeciw. Nikola po jakimś czasie wraz z koleżankami odłączyła się od bawiącej się już przy ognisku młodzieży. Para kolejny raz spotkała się przy wiadukcie przy ul. Jagiełły. Potem razem udali się w okolice Kauflandu i ścieżki prowadzącej w okolice Osiedla Sybiraków.
Hubert nie był w stanie podać szczegółów tego, co konkretnie wydarzyło się na ścieżce. Zasłaniał się niepamięcią
.

- Wydaje mi się tylko, że Nikola w pewnym momencie zdenerwowała się. Przyspieszyła kroku. Wtedy po raz pierwszy dźgnąłem ją gdzieś w plecy - opowiadał.

Gdy zadał jej cios, Nikola miała krzyknąć, że go kocha. Dalszej serii ciosów nie pamięta. Przyznał, że reszta to tylko "migające obrazy". Po zadaniu śmiertelnych ciosów Nikoli, odbiegł kilkadziesiąt metrów w pobliskie krzaki i zranił się, wbijając sobie ostrze kuchennego noża w brzuch.

Ani matka Huberta K., ani on sam nie mogli jednak z całą pewnością potwierdzić, że okazany im nóż kuchenny, będący dowodem w sprawie, to ten, który zginął wtedy z jego mieszkania. Matka chłopaka stwierdziła, że powinien być dłuższy od tego, który pokazał sędzia. Oskarżony stwierdził, że to nóż "podobny". Ostatecznie przyznali jednak, że nie jest wykluczone, iż to "właściwy" nóż. Wówczas sędzia zapytał, że skoro Hubert nie jest do końca pewny czy to ten sam nóż, czy kwestionuje wcześniejsze ustalenia prokuratury dotyczące pozostałych ciosów.

- Skoro to ten nóż, to musiałem to być ja - przyznał chłopak.

Tego dnia sąd przesłuchał ośmioro świadków, w tym oskarżonego i rodziców obojga ze stron.

Chłopak pochodził z rozbitej rodziny. Od 7 lat mieszkał z matką i jej konkubentem. Na rozprawie pojawił się również biologiczny ojciec Huberta i jego ciotka. Chłopak przyznał, że był na utrzymaniu rodziców, bo po trzech miesiącach drugiej klasy Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych, do którego chodził, porzucił szkołę. Potem miał zabiegać o powrót do "ekonomika", ale dyrekcja nie wyraziła na to zgody. Podobnie miało być, gdy starał się o przyjęcie do szkoły wieczorowej.

Obrońca Huberta przekonywał przed sądem, że chłopak nie zasługuje na tak surową karę, jaką przewiduje kodeks. Jego zdaniem sąd powinien rozważyć, że oskarżony działał w afekcie, bo dziewczyna chciała go rzucić. Nad złagodzeniem kary dla oskarżonego zastanawia się także oskarżającą Prokuratura Rejonowa w Kwidzynie.

- Muszę to jeszcze ostatecznie skonsultować z prokuratorem rejonowym. Zastanawiamy się, czy wnioskować zgodnie z zapisami w kodeksie karnym, czy zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary. Sprawa jest rozpisana na kilka rozpraw, zatem mamy jeszcze trochę czasu - mówi prokurator Renata Mierzyńska z kwidzyńskiej Prokuratury Rejonowej.

Podczas rozprawy ojciec Nikoli złożył wniosek o wyłączenie jawności sprawy argumentując to zachowaniem czci zmarłej córki. Sąd po krótkiej naradzie stwierdził, że nie ma podstaw, by jawność sprawy wyłączyć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kwidzyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto