W rewanżu kwidzynianie przez długi czas kontrolowali sytuację, ale w ostatnim kwadransie zagrali fatalnie i przegrali 23:35 (11:16). Przy równym bilansie bramkowym z dwumeczu o awansie do ćwierćfinału Challenge Cup zadecydowała większa liczba goli zdobytych na wyjeździe. Przed tygodniem w Kwidzynie HC zdobyło ich tylko 20. MMTS w Rumunii - 23.
Dla kwidzynian był to piąty mecz w ciągu dwóch tygodni. Sporo czasu spędzili w autokarze, a na dodatek trzech podstawowych zawodników jest ciągle kontuzjowanych.
- Dlatego mam obawy o kondycję moich zawodników - przyznał przed rewanżem trener Zbigniew Markuszewski.
Ale i on nie dopuszczał myśli, że jego podopieczni mogliby roztrwonić tak znaczną zaliczkę. Zresztą przez 3/4 meczu rewanżowego wydawało się, że nic podobnego nie może się wydarzyć. Wprawdzie gospodarze, którzy za wszelką cenę chcieli zrehabilitować się za blamaż w Kwidzynie, od samego początku rzucili się ataku. MMTS w 8 minucie przegrywał 0:4, ale potem przewaga rywali przestała rosnąć. W 23 minucie, głównie dzięki udanym akcjom Michała Adamuszka, te straty zostały zmniejszone do dwóch goli (7:9). W końcówce pierwszej połowy HC znów zwiększyło dystans.
Podobnie gra się układała w pierwszym kwadransie drugiej połowy. Cały czas górą byli Rumuni, ale ich przewaga nie była większa niż 5-6 goli. Kwadrans przed końcem spotkania było jeszcze 18:23, ale potem podopieczni trenera Markuszew- skiego zaczęli słabnąć. W ciągu trzech minut stracili cztery gole z rzędu, a wtedy zawodnicy HC wyczuli swoją szansę.
W 56 minucie kwidzynianie przegrywali 22:32, a półtorej minuty przed końcem doprowadzili do 23:35. Rumunom do pełni szczęścia brakowało już tylko jednej bramki. Na szczęście dla MMTS więcej goli już w tym meczu nie padło, choć rywale w końcówce mieli jeszcze dwie okazje ku temu.
- Chłopcy nie wytrzymali kondycyjnie tego maratonu, a w końcówce swoje trzy grosze starali się dorzucić sędziowie. W ostatniej minucie nie odgwizdali Rumunom dwóch ewidentnych fauli w ataku - twierdzi Remigiusz Grodecki, kierownik zespołu MMTS.
W porównaniu do pierwszego spotkania zupełnie niewidoczni w zespole z Kwidzyna byli Adrian Nogowski i Michał Peret. Mniej skutecznie niż w poprzednich meczach zagrali też Mateusz Seroka i Robert Orzechowski, ale oni z powodu kontuzji Dimy Marhuna i Jacka Wardzińskiego niemal nie schodzą z boiska, więc mają prawo być zmęczeni.
Awans do ćwierćfinału Challenge Cup jest największym międzynarodowym sukcesem kwidzyńskiej drużyny.
Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?