Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kwidzyńskie gołębiarstwo sportowe obchodzi w tym roku 70. urodziny

Rafał Malec
Kiedyś gołębie hodowano, by przenosiły informacje, dziś dla sportu. W Kwidzynie gołębiarskie tradycje sięgają 70 lat wstecz.

Hobby polegające na selektywnej hodowli gołębi z rodowodem pocztowym, odznaczających się zdolnością powracania do gołębnika z dużych odległości sięga starożytności, a w Polsce miało swoje początki na południu kraju. Tradycję hodowli w naszym rejonie rozpoczęli osadnicy, którzy trafili do Kwidzyna po drugiej wojnie światowej, kiedy ich wspólna pasja przeobraziła się w sportową rywalizację.

Franek Sosnowski wstąpił do kwidzyńskiego związku w 1977 roku - jego przygoda z hodowlą gołębi trwa więc 40 lat. Miło wspomina dawnych założycieli klubu, miedzy innymi Antoniego Szczakowskiego czy Stefana Zawackiego, jednak przyznaje, że przez pierwsze 30 lat działalności organizacja nie zmieniła się za bardzo.

- Do lat 70. loty w sumie nie różniły się od początków sportu kiedy, jak w dziewiętnastym wieku ptaki transportowano pociągami - tłumaczy pan Sosnowski. - Kiedy w 1977 roku wstąpiłem do związku, oddział nie miał żadnych punktów wkładań (oficjalnych punktów startu i rejestracji ptaków - przyp. autora). Loty organizowano na podwórkach, raz u jednego raz u drugiego. To żyło taką prostotą. W końcu wraz ze znajomymi, między innymi Tadeuszem Pipczyńskim, z którym latam do dziś, wzięliśmy się za związek poważnie.

- Zaczęliśmy, często za pazuchą, po kryjomu przed żonami, zwozić gołębie z Tczewa - zwierza się pan Franek. - Ptaki były tam o głowę lepsze, głównie przez dłuższą, przedwojenną tradycję hodowli i to, że Tczew był miastem kolejarskim. Tadeusz kupił za własne pieniądze barakowóz i związek zaczynał się rozwijać. W 1982 roku Roman Przysowa został prezesem na 30 lat. Nie był twardogłowy - był bardzo otwarty jak mu ktoś podsuwał pomysły. Robiliśmy postępy. Największy rozkwit klubu to są lata 80.

Przysowa przyznaje, że początki jego działalności w kwidzyńskim PZHGP nie były łatwe.

- W latach osiemdziesiątych lataliśmy jeszcze z południa na północ. Przez warunki atmosferyczne loty były czasami bardzo trudne - mówi pan Roman. - Jednak od ponad dwudziestu lat dostajemy pozwolenia na loty z zachodu. I teraz zdarza nam się organizować wypady do Niemiec, Holandii, a nawet Hiszpanii.

Tradycyjnie, gołębie pocztowe wykorzystywane były do transportu wiadomości. Loty pierzastych gońców organizowane są od ponad 3000 lat – w starożytnej Grecji używane były do ogłaszania zwycięzców olimpijskich biegów długodystansowych. Zaskakująco, jeszcze kilkanaście lat temu odizolowane posterunki policji w Indiach hodowały gołębie w celu użycia ich jako awaryjny system komunikacyjny w wypadku katastrof naturalnych. Jednak dzięki postępowi technologicznemu, dzisiaj gołębie chowane są najczęściej dla sportu. Współczesne loty zaczynają się od 100 km, a kończą na wyczerpujących maratonach, mających niekiedy ponad 10 razy tyle. Przy pomyślnych warunkach pogodowych, ptaki osiągają prędkości przekraczające 100 km na godzinę.

Co sprawia że gołębie, przez wielu postrzegane jako szkodniki równe miejskim szczurom, potrafią instynktownie wrócić do gołębnika z tak imponujących odległości?

- Jest wiele teorii - mówi Stanisław Szostek, obecny prezes kwidzyńskiego klubu - najprawdopodobniej używają pola magnetycznego naszej planety i pozycji słońca na niebie, ale do końca jeszcze tego fenomenu nie rozumiemy. To między innymi fascynacja tajemnicą nawigacji gołębi sprawia, że mimo rosnących kosztów sport jest wciąż popularny. Minimalny wydatek to 10 tys. zł, jeżeli chcesz się liczyć w okręgu - tłumaczy Szostek. - A gołębie? Są warte tyle, ile ktoś jest w stanie za nie zapłacić - nawet 20 tys. zł za sztukę. Ale najważniejsza jest pasja. Jeżeli ktoś patrzy na gołębiarstwo jak na hazard, a na niektórych zawodach nagrody są naprawdę imponujące, to nie zajdzie w tym hobby daleko. Najważniejsza jest miłość i szacunek dla zwierzęcia. Poza tym bardzo liczy się koleżeństwo i chęć członkostwa w klubie, i oczywiście ambicja, bo w końcu loty to rywalizacja - mówi pan Stanisław.

W czasach, gdy dla rosnącej części społeczeństwa sportowe wyścigi gołębi są niczym więcej, niż wykorzystywaniem dla rozrywki niezmordowanej woli ptaka, aby wrócić do gniazda, weterani Kwidzyńskiego PZHGP cieszą się, że wciąż mają wpływ na rozwój ukochanego sportu w naszym regionie.

- Fajnie, że hodowlą gołębi interesują się młodzi ludzie. To oznacza, że hobby przetrwa. Jednak najważniejsze jest to, że żyją osoby, od których młodzi mogą się trochę nauczyć, tak jak niektórzy z nas uczyli się od nestorów naszego stowarzyszenia - tłumaczy Szostek. - Najstarszy hodowca w naszym klubie, Bronisław Zieliński, jest członkiem od 1956 roku.

Poza tym są jeszcze Witold Iwicki, Eugeniusz Krzyżanowski, Franciszek Sosnowski, Jan i Roman Przysowa, Edward Bagiński, Tadeusz Pipczyński i Piotr Podgórski. Każdy z nich ma co najmniej 30 lat stażu w klubie. To właśnie ci ludzie przekazują tradycyjne wartości naszego hobby nowej generacji pasjonatów. Uczą, że najważniejszy jest szacunek dla zwierząt, a nagrody i pieniądze to jedynie dodatek. Jedno jest pewnie - na dłuższą metę w sporcie przetrwają tylko ci, którzy robią to dla przyjemności.

Dzikie zwierzęta w miejskiej dżungli. Co wabi je do miasta?

Obserwuj nas na Twitterze!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kwidzyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto