Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kwidzyn: Sylwetka Marka Krzykowskiego. Mógł pojechać na olimpiadę, ale został prezesem IP

Rafał Cybulski
Na setkę biegał w czasie poniżej 11 sekund, przez moment był jednym z lepszych oszczepników w Polsce, a do tego studiującym żużlowcem. Marek Krzykowski, prezes IP Kwidzyn, zawodowym sportowcem jednak nie został, choć zawsze powtarza, że sport pomógł mu w karierze zawodowej. Artykuł na jego temat ukazał się w "Dzienniku Bałtyckim", w ramach prezentacji sylwetek pomorskich menedżerów

W garniturze nie czuje się najlepiej, więc gdy tylko ma okazję zamienia go na jakiś wygodniejszy strój. Można się o tym przekonać na ekstraklasowych meczach szczypiornistów MMTS Kwidzyn. Najczęściej ma wtedy na sobie dżinsy i t-shirt lub polówkę.

 - Chodzenie w garniturze usztywnia, sprawia, że człowiek jest nad wyraz poważny i nie rusza się tak, jak powinien - przyznaje Marek Krzykowski, prezes kwidzyńskiej fabryki International Paper, wybrany niedawno Top Menadżerem 2012 na Pomorzu.

W jego przypadku lekki, sportowy strój, nikogo nie dziwi, bo wszyscy w Kwidzynie wiedzą, że prezes najpotężniejszej firmy w powiecie kwidzyńskim, która do tego jest trzecim największym płatnikiem podatków na całym Pomorzu, jest wielkim miłośnikiem sportu i zdrowego stylu życia. Często powtarza, że to sport go ukształtował i do dziś pomaga mu w pracy menedżera.

Indywidualnie i w drużynie
Za sprawą starszego o 10 lat brata sport w jego życiu był obecny właściwie od zawsze. - Brat był piłkarzem Arki, a do tego niezłym oszczepnikiem. To on nauczył mnie wszystkich dyscyplin i zaszczepił we mnie chęć, by się wykazać - przyznaje prezes IP.

Jemu samemu trudno było się zdecydować na jedną konkretną dyscyplinę, więc uprawiał ich wiele. Zaczynał od konkurencji lekkoatletycznych, ale pierwszy w życiu medal zdobył w kolarstwie.
- Mieszkałem na wsi, gdzie po prostu dużo jeździło się rowerem. Do szkoły, na religię, po zakupy. I stąd wzięły się sukcesy kolarskie. Okazało się, że grupa chłopaków z zapadłej wsi w Borach Tucholskich zdobyła wicemistrzostwo Polski LZS-ów. To było dla mnie fantastyczne przeżycie - wspomina.

W szkole średniej spore sukcesy osiągał w lekkoatletyce. Specjalizował się w biegach na krótkich dystansach. Na "setkę" biegał w czasie poniżej 11 sekund i znalazł się nawet w tzw. grupie przedolimpijskiej, która została objęta programem przygotowań do igrzysk w Moskwie. Jemu z powodu kontuzji biodra olimpiada nie była jednak pisana. Ale pojechał na nią kolega z którym trenował, Czesław Prądzyński.
- Ta kontuzja wyeliminowała mnie z biegania, a jej skutki odczuwam do dziś. Gdy zacząłem mieć problemy, by na "setkę" zejść poniżej 12 sekund, wiedziałem, że muszę się zdecydować na inny sport - tłumaczy.

Uczęszczał wtedy do szkoły średniej w Starogardzie Gdańskim i zdecydował się na piłkę ręczną.
- Podobało mi się to, że ta dyscyplina łączyła umiejętności indywidualne z pracą w zespole. Osiągaliśmy sukcesy mimo, że nie byliśmy ani najwyżsi, ani najsilniejsi, ani najlepiej wyszkoleni. To jest właśnie siła drużyny - przekonuje.

Dzięki naukom pobieranym u brata startował też w zawodach oszczepniczych. W szkole średniej był nawet wicemistrzem Pomorza, a w trakcie studiów zajął 5 miejsce w Akademickich Mistrzostwach Polski.
- Ten sport bardzo mi pasował, ale moją przygodę z nim zakończyła kontuzja, tym razem łokcia - wspomina.

Wtedy miał już jednak inną sportową miłość - żużel. Jeździł w szkółce gdańskiego Wybrzeża i w tamtych czasach był chyba jedynym studiującym żużlowcem w Polsce. Okazało się jednak, że studia na politechnice trudno połączyć z treningami żużlowymi. Do tego przytrafił mu się jeszcze wypadek na torze.
- Wychodząc ze szpitala musiałem zadecydować. Z jednej strony miałem drogę na politechnikę, z drugiej tor żużlowy. Wybrałem politechnikę – mówi.

Jego przygoda ze sportem wcale się jednak nie skończyła. Uprawiał go już nie dla wyników i medali, lecz dla siebie, dla własnego zdrowia.
- Choć w moim wieku trudno już mówić o jakimś poważnym sporcie, to dbam o to, by cały czas być sprawnym. To mi się zresztą przydaje w pracy zawodowej, np. na lotniskach, gdzie nigdy nie mam problemów, by w ciągu 10 minut przemieścić się z jednego końca na drugi. Ostatnio pobiłem chyba wszystkie rekordy, bo w Amsterdamie miałem tylko 5 minut, by przesiąść się do samolotu lecącego do Warszawy, a jednak zdążyłem - tłumaczy.

Od momentu, gdy założył rodzinę, najczęściej grywa w tenisa stołowego, który z racji tego, że mieszkał w szkolnym internacie, a potem w akademiku, w jego życiu był obecny od lat. Często grał z synami i musiał być dobrym nauczycielem, bo młodszy, Adam, właśnie w tej dyscyplinie, jako zawodnik MTS Kwidzyn osiągał wiele sukcesów w różnych kategoriach wiekowych.

Zresztą starszy syn, Maciek, też odziedziczył po ojcu talent do sportu, ale on sukcesy notował w piłce ręcznej. Był dobrze rokującym bramkarzem, jako junior zdobywał medale mistrzostw Polski, a potem w drużynie seniorów MMTS zadebiutował w ekstraklasie . Niestety jego karierę, podobnie jak to często bywało w przypadku jego ojca, przerwała kontuzja.

Sport zaszczepia innym
Od kilku lat Marek Krzykowski i kierowana przez niego firma, próbują "zarażać" sportem również innych. Przede wszystkim pracowników papierniczej fabryki i mieszkańców Kwidzyna.
- Zauważyliśmy, że z upływem lat nasza załoga coraz mniej się rusza i postanowiliśmy coś z tym zrobić. Wprawdzie jako firma wynajmowaliśmy obiekty sportowe dla naszych pracowników, ale to były małe grupy, a nam zależało na tym, by do zdrowego trybu życia zachęcić wszystkich - tłumaczy.

I tak właśnie trzy lata temu narodził się Bieg Papiernika, impreza która dziś jest nie tylko wizytówką zakładu, ale i całego miasta.
- Tu brawa należą się przede wszystkim Ani Borzeszkowskiej (obecnie dyrektor ds. rozwoju talentów, Członek Zarządu IP Polska - przyp. red.). To ona spięła wszystkie wcześniejsze pomysły w jeden. Przyznam, że ja na początku byłem do niego trochę sceptycznie nastawiony. Myślałem sobie, że w Polsce co weekend odbywa się tak wiele imprez biegowych, że to nic oryginalnego, nie jest trendy, jak mówią młodzi. Że nie można na tym polu zaoferować nic nowego. Szybko jednak zmieniłem zdanie - wspomina Marek Krzykowski.

Zobacz także:IV Bieg Papiernika na zdjęciach

Powodów było co najmniej kilka. Zarówno pracownicy jak i partnerzy biznesowi od początku chętnie angażowali się w organizację tego biegu. Ale najważniejsze było to, że nagle w Kwidzynie wiele osób zaczęło biegać. To był wielki przełom.

- Wcześniej zdarzało się, że wracając do domu samochodem mogłem mijać co najwyżej kilku mężczyzn, którzy w "odpowiednim" stanie wracali po pracy chwiejnym krokiem, a dziś na odcinku 2 km codziennie spotykam co najmniej kilkunastu biegaczy. Bez względu na porę roku i warunki pogodowe - tak o fenomenie biegu i towarzyszącej mu otoczce mówi jego główny sponsor.

W dodatku z roku na rok biegających jest coraz więcej. Żar do biegania nawet na moment nie stygnie. W 2010 roku, w I Biegu Papiernika, metę przekroczyło 260 zawodników. Wtedy to był sukces, ale dziś ta liczba na nikim nie robi wrażenia, bo kilka tygodni temu, w czwartej edycji imprezy 10-kilometrową trasę pokonało niemal 1600 biegaczy. Na Pomorzu więcej przyciągnął tylko rozgrywany wcześniej bieg w Gdyni. Około jednej czwartej stawki stanowili kwidzynianie.
- W trzecią sobotę maja rozgrywano w Polsce 63 biegi, ale najwięcej biegaczy wybrało nasz. To dla nas powód do dumy - przyznaje Marek Krzykowski.

Rosnąca popularność imprezy w Polsce, to efekt perfekcyjnej organizacji. I nie chodzi tu wcale o gratyfikacje finansowe dla najlepszych, bo równie cenne bywają nagrody rzeczowe losowane wśród wszystkich uczestników, bez względu na osiągnięty czas i miejsce na mecie. Swoje klasyfikacje i nagrody mają też wszyscy najwięksi pracodawcy w Kwidzynie, co jeszcze zaostrza rywalizację wśród miejscowych. IP oferuje tym biegaczom produkt niemal doskonały. Niemal, bo jest on cały czas ulepszany.

- Wprawdzie wszyscy wokół chwalą imprezę, ale już dzień po IV Biegu Papiernika spotkaliśmy się, by porozmawiać co trzeba zmienić, co poprawić. Za rok należy się spodziewać 2000 a może nawet 2500 uczestników i musimy być na to przygotowani - tłumaczy prezes IP.

Prezes kibicem
Krzykowski jest również zapalonym kibicem. Co ciekawe nie przepada za futbolem, bo tu, jak mówi, o wyniku może zadecydować jeden błąd sędziego. Najchętniej ogląda piłkę ręczną, lekkoatletykę i żużel. Tę pierwszą często na żywo, bo jest stałym bywalcem na meczach szczypiornistów MMTS , którzy niedawno zdobyli czwarty medal ekstraklasy w historii klubu.

- Muszę przyznać, że jestem dość szalonym kibicem, ale chyba inaczej nie da się kibicować. Przez 60 minut meczu czasami robię takie rzeczy, których potem trochę się wstydzę, ale to znakomity sposób by w życiu odreagować stres związany z pracą - przekonuje Top Menadżer 2012.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kwidzyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto