Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kwidzyn. Ogień i Woda, felietonowe potyczki dwóch żywiołów. Jednoręki bandyta

Redakcja
fot. archiwum naszemiasto.pl
Gdy w Atlantic City padają kasyna, w Kwidzynie jak grzyby po deszczu powstają kolejne lokale z automatami do gier. O miejscowych świątyniach hazardu, w kolejnym odcinku Ognia i Wody, dyskutują Rafał Cybulski i Jerzy Majda.

Jednoręki bandyta

Nie dalej niż kilka tygodni temu Jurek Majda w tym samym miejscu narzekał na to, że Kwidzyn stał się miastem banków i pożyczkodajni różnej maści. Dziś ja zwracam uwagę na inną plagę, która w centrum miasta rozwija się w błyskawicznym tempie. W całym mieście naliczylibyśmy pewnie już około 10 obiektów z napisami "21 Star", "Jack Pot", "777" itp. Chyba wszystkie, a przynajmniej wszystkie, które ja widziałem, już z zewnątrz wyglądają na ponure speluny. Mrugający neon "open 24 h" lub "czynne non-stop" tylko potęgują posępne odczucia.

Parę lat temu miałem nawet okazję gościć w podobnym przybytku, bo pracowała tam jedna z moich krewniaczek z Grudziądza. W środku było równie ponuro, jak na zewnątrz. Śmierdziało tytoniem, alkoholem i potem, a wnętrze było zaciemnione. Co ciekawe, jakiś czas temu ów lokal zasłynął z tego, że dokonano w nim spektakularnego napadu. Bardziej istotne jest jednak to, że wtedy ten lokal był jednym z dwóch czy trzech, a nie dziesięciu lub może więcej, jak ma to miejsce teraz. Zaczyna mi się nawet wydawać, że w każdym wolnym lokalu jest otwierana kolejna filia świątyni hazardu.

Ostatnio miałem głębszą refleksję na temat tego typu lokali, bo na rowerze minąłem jeden z nich. Przed wejściem stała grupka kilkunastu nastolatków, a kilku innych, przez otwarte drzwi, dojrzałem w środku. Wszyscy byli chyba już "pod wpływem". Czy tak właśnie wygląda klientela większości takich lokali? A poza tym, czy ktoś w jakiś sposób kontroluje i koncesjonuje tę działalność? Wydaje mi się, że zaraz po wybuchu afery hazardowej premier obiecywał ograniczenie podobnych przybytków, a teraz w Kwidzynie jest ich więcej niż kilka lat temu. Dlatego przy okazji warto zadać kilka pytań. Czy we wszystkich takich miejscach kontroluje się pełnoletniość graczy oraz czy informuje się młodych ludzi o tym, jak łatwo uzależnić się od hazardu, czy też jakie mają procentowe szanse w starciu z jednorękim bandytą? Powinni oni wiedzieć, że w dłuższym rozrachunku ich przegrana jest nieunikniona. Z matematyką nie da się wygrać.
Rafał Cybulski, redaktor prowadzący

Hazard w piwnicy

Wszystko, co nie jest zabronione, jest dozwolone. Dozwolone jest więc też udawanie, że wszystko jest w porządku, super i okej. Taka niewinna zabawa w słowotwórstwo. Zamiast brzydkiego słowa "burdel" pojawił się śliczny zwrot "agencja towarzyska", zamiast "jednorękiego bandyty" mamy "open 24 hours"- nie ma się do czego przyczepić. Walka z hazardem jest równie efektywna co walka z dopalaczami - czyli żadna, co bynajmniej nie znaczy, że nie należy jej prowadzić. Problem w tym, że tzw. podziemie zawsze znajdzie sposób, aby sztywny przepis obejść. Gdyby pogadanki o ryzyku uprawiania hazardu i niebezpieczeństwie uzależnienia się odnosiły najmniejszy choćby skutek, to Las Vegas na powrót pochłonęłaby pustynia, a Monte Carlo porosłoby zielskiem i kukurydzą.

Nikt nikomu nie może zabronić marzeń o wielkich wygranych, fortunach w jedną noc i "rozbijania banku". Takimi samymi marzeniami, tylko na skalę gminno-powiatową, żyją bywalcy tych piwnicznych "jaskiń hazardu". To nic, że ciemno, że siermiężnie i śmierdząco. Być może, że pot i wóda tam śmierdzą, ale nade wszystko unosi się tam zapach wielkiej mamony. Pecunia non olet. Sam znam kogoś, kto wygrał tam 40 zł (ile wtopił nie chciał zdradzić).
Nie są to miejsca, gdzie harcerze i ministranci czuliby się szczególnie komfortowo, nie jest także tajemnicą, że "opiekę" nad takimi lokalami sprawują "chłopcy z miasta". I dopóki nie wybuchnie jakaś afera z prochami, dopalaczami, wojnami gangów, wokół tych miejsc będzie trwała względna cisza i samozadowolenie, że sytuacja jest pod kontrolą, a prawo jest przestrzegane.

Dopiero gdy stanie się "coś" policja obieca, że ukróci niecny proceder, panie z Sanepidu zamkną dwa lokale z powodu pajęczyny na oknach (każdy pretekst dobry), zatroskany włodarz miasta wystąpi przed kamerami lokalnej TV i obieca "przyjrzeć się sprawie", a ogólnopolskie media oszaleją ze szczęścia, że jakieś nieszczęście się stało, dzięki czemu oglądalność wzrośnie. A tak naprawdę, to różnica między "open24" a punktami Lotto polega jedynie na schludności pomieszczeń, gdzie z lubością i dobrowolnie pozbywamy się pieniędzy.
Jerzy Majda, felietonista "Kuriera Powiatu Kwidzyńskiego"

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kwidzyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto