Chyba tylko cud sprawi, że Gardeja sporne tereny Kwidzynowi odda. Bo wójt Kazimierz Kwiatkowski swojego stanowiska nadal nie zmienił i raczej szybko go nie zmieni. Przypomnijmy, że chodzi o 44 hektary terenów, których miasto jest właścicielem, a które leżą na terenie wsi Bądki. Spór o miedzę liczy już ładnych kilka lat. Gdy kilka lat temu Kwidzyn starał się o zmianę granic administracyjnych, miał również apetyt na całą wieś Bądki. Spotkało się to jednak ze sprzeciwem części mieszkańców gminy, którzy zaprotestowali w tej sprawie blokując drogę krajową 55 w Gardei. Tym razem chodzi jednak tylko o tereny zakupione przed laty przez miasto.
Do wspólnych rozmów radni zasiedli w sali obrad gardejskiej Rady Gminy. Spotkały się tam zespoły radnych obu samorządów wyznaczonych do rozmów w tej sprawie.
Kazimierz Gorlewicz, przewodniczący kwidzyńskiej rady tłumaczył, że miasto chce się stać pełnoprawnym właścicielem swoich gruntów, bo jak na razie nie może nimi zarządzać w pełni.
- Chcemy tę ziemię wykorzystać tylko i wyłącznie na potrzeby związane z rozwojem infrastruktury, która pozwoli nam przyciągnąć inwestora. Mówimy o 44 hektarach, których jesteśmy właścicielem. To wymaga pieniędzy - około 15 milionów złotych. Miasto na to stać - przekonywał Gorlewicz i zapewniał, że Kwidzyn jest gotowy Gardei zrekompensować "stratę" gruntów, np. budując kanalizację dla wsi. Zaznaczył jednak, że rozbudowa systemu kanalizacji to jedna z form zadośćuczynienia, bo miasto jest otwarte na propozycje.
Na kompromis się jednak nie zanosi, bo Kazimierz Kwiatkowski, wójt Gardei stanowczo podkreślił, że gmina nie odda Kwidzynowi nawet metra kwadratowego ziemi.
- Z kanalizacją sobie poradzimy. Nie po to przygotowywaliśmy dokumentację rozbudowy oczyszczalni ścieków, żeby komuś oddawać nasze ścieki - stwierdził.
Kwiatkowski przypomniał też sprawę sprzed wielu lat, gdy gmina przekazała miastu prawie 170 hektarów, które miały zostać przeznaczone na budowę szpitala. Dziś znajdują się tam zakłady przemysłowe.
- Chcemy rekompensaty albo zwrotu 168 hektarów , które Gardeja przekazała Kwidzynowi w 1965 roku. I sprawa jest załatwiona - powiedział wójt. - Na naszych terenach jest wielu właścicieli gruntów z całej Polski, m.in. z gminy Łasin. To tysiące hektarów. W końcu przyjdzie czas, że i burmistrz Łasina powie, że przesuwamy granice - bronił się Kwiatkowski.
Wójt wygłosił też oświadczenie, w którym próby zmian granic administracyjnych nazwał atakami ze strony Kwi-dzyna.
- Gmina Gardeja jest integralną część RP i UE, a działania, które podejmuje sąsiednie miasto są niezgodne z konstytucją i zasadami partnerstwa sąsiedzkiego. Praktyki aneksji terenów naszej gminy przez władze Kwidzyna stały się już brzydką tradycję - grzmiał Kwiatkowski i dodawał, że właśnie dzięki takim terenem gmina ma szansę na dynamiczny rozwój.
- Chcemy, aby te tereny były częścią Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, pierwsze kroki, w tej sprawie zostały już podjęte. Jednocześnie Gardeja gwarantuje odpowiednią infrastrukturę dla przedsiębiorców - mówił wójt i zaapelował też do mieszkańców gminy, by pomogli mu bronić tych terenów.
- A władze Kwidzyna niech zajmą się swoimi sprawami i zadbają o swoich mieszkańców - rzucił do miejskich radnych.
Gorlewicz tłumaczył, że radni nie przyjechali po to, by uprawiać politykę historyczną. Poza tym, jak zresztą wcześniej zauważył również Edward Cykał, trudno rozmawiać o decyzjach, które zapadały w innym ustroju.
Przewodniczący kwidzyńskiej rady próbował też studzić emocje wójta Kwiatkowskiego: - Nie mówmy o atakowaniu czy fałszowaniu. Jesteśmy pełni nadziei i z tym zamiarem przyjechaliśmy.
Pozostali radni z Kwidzyna nie kryli zniesmaczenia słowami wójta Gardei.
- Pojawiliśmy się tutaj z dobrej woli. Słowa wójta są nie na miejscu. Nie jesteśmy źle nastawieni, nie poczyniliśmy żadnych uzgodnień, przyjechaliśmy tylko, żeby porozmawiać i ten problem rozwiązać - mówił Marek Sidor, lider Kwidzyniaków.
Mariusz Wesołowski, wiceprzewodniczący kwidzyńskiej rady apelował, by pomyśleć również o przyszłości, zaś Jarosław Golder, szef klubu radnych PO stanowczo podkreślił, że działania Kwidzyna to nie żadna aneksja.
- Nie chodzi tu nawet o całe sołectwo Bądki tylko o hektary, których właścicielem jest Kwidzyn. Jestem zdziwiony, że rozmawiamy o rekompensacie, bo to już jest jakaś ekstra premia. Skoro państwa nie stać na to, by w tę ziemię zainwestować, to ona i tak będzie leżała odłogiem. A skoro miasto chce zainwestować w nią grube miliony, to zyskają na pewno mieszkańcy gminy Gardeja - podkreślił Golder.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?