Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Klinika "Budzik". Stąd każdy wychodzi jako zwycięzca. W czym tkwi sukces tego szpitala?

Karolina Kowalska
klinika budzik
klinika budzik Klinika "Budzik"
Co kilka tygodni z Kliniki "Budzik" wypływają informację o kolejnym wybudzonym ze śpiączki dziecku. Dotychczas – przez ponad półtora roku działania kliniki – takich wybudzeń jest już 18. 11 marca udało się wybudzić 9-letnią Natalkę. Ale z "Budzika" każdy – nawet niewybudzony pacjent – wychodzi z tarczą.

Gdy zjawiamy się w klinice pod koniec lutego na liczniku "Budzika" widnieje liczba 16 – to wybudzeni pacjenci: Przemek, Piotr, Ania, Filip, Wiktoria, Mariusz, Ola, Daniel, Dawid, Amanda, Filip, Kamila, Wiktoria, Klaudia, Dawid. Pod koniec miesiąca dołączyła do nich Olga. Jak to się dzieje, że Budzik tak skutecznie budzi do życia? Postanowiliśmy sprawdzić to na miejscu.

Zobacz, na następnych stronach, nasz reportaż z Kliniki "Budzik".

KACPER

W dzień naszej wizyty w "Budziku", klinikę po rocznym pobycie opuszcza 18-letni Kacper. Niestety, niewybudzony. Ale na miejscu próżno szukać łez, załamania, poczucia porażki. Przeciwnie. Kacper, wraz z mamą – Panią Beatą żegnani są przez personel i pozostałych rodziców pacjentów w pogodnej atmosferze.

Wcześniej, każdy dzień był pełen strachu o Kacpra. - Przez rok pobytu Kacpra w klinice udało nam się ustabilizować jego stan, a jego mamie pomogliśmy się nauczyć opieki nad synem. Daliśmy jej czas na to, by przygotować miejsce w domu na jego powrót i narzędzia do tego, jak się nim zajmować. Oczywiście, wybudzenie jest zawsze tym, do czego dążymy. Ale równie ważne jest też to, co się dzieje przed nim. Bo dziecka nie zawsze udaje się wybudzić, ale zawsze udaje się znacząco poprawić jego stan i przygotować rodziców do nowego życia, z chorym dzieckiem – wyjaśnia Andrzej Lach, dyrektor zarządzający Kliniki "Budzik'.

Kacper jest w śpiączce od półtora roku. Przed wypadkiem motocyklowym był uzdolnionym zawodnikiem karate. Przed nim była matura, studia na wymarzonej weterynarii i kolejne zawody. Wszystko przerwało tragiczne zdarzenie na drodze. Do Budzika trafił w listopadzie 2013 roku, kilka miesięcy po otwarciu. Do momentu upuszczenia kliniki zrobił ogromne podstępy, a jego mama nauczyła się, w jaki sposób o niego dbać.

To wynik jednej z zasad, na jakich opiera się system działania "Budzika". Rodzice muszą, przez cały okres pobytu pacjenta w klinice, towarzyszyć swojemu dziecku i brać aktywny udział w rehabilitacji. Dlatego to takie ważne? - Bo nikt nie zna tak dobrze dziecka jak jego rodzic – odpowiada Andrzej Lach. - Rodzice często rozpoznają szybciej nadchodzące pogorszenie niż my, lekarze. Są w stanie z naszą pomocą zapewnić dziecku najlepszą opiekę, są w stanie dostarczać mu takich bodźców, na które my nie mielibyśmy możliwości wpaść, np. gotując mu ulubioną potrawę, której zapach i smak, może być jednym z najlepszych możliwych bodźców do wybudzenia. Rodzice dostarczają emocji, których nikt postronny nie jest w stanie dostarczyć – dodaje.

Rodzice pacjentów przebywają w Budziku bezpłatnie w ramach kontraktu z NFZ. Mają do dyspozycji pełne zaplecze socjalne – własne łóżko w pokoju dziecka, pralnię, kuchnię, szafy na rzeczy. Wszystko po to, by mogli skupić się na bodźcowaniu dziecka wraz z rehabilitantami i uczyć się opieki nad pacjentami pod okiem lekarzy. Te umiejętności, często paramedyczne, jak oklepywanie, mycie, odsysanie, są niezastąpione, gdy dziecko musi opuścić klinikę.

W klinice pacjent jest leczony i rehabilitowany nawet do 15 miesięcy po wypadku, według indywidualnego programu, który ustalają wspólnie lekarze, rehabilitanci i rodzice. Dzieci zdiagnozowane w Klinice Anestezjologii, Neurochirurgii, Neurologii, wydolne krążeniowo i oddechowo stabilne, niewymagające podtrzymywania funkcji życiowych w warunkach OIOM (w stanie zdrowia kwalifikującym się do intensywnej rehabilitacji indywidualnej), mogą zostać skierowane przez szpitale, w których były ratowane tuż po wypadku są do Kliniki "Budzik". Ostateczną decyzję o przyjęciu podejmuje Medyczny Zespół Kwalifikacyjny ds. Programu Wybudzania Dzieci ze Śpiączki, w skład którego wchodzą kierownik jednostki, lekarz neurolog, lekarz rehabilitacji, lekarz pediatra, fizjoterapeuta, pielęgniarka.

Gdy pacjent zostanie zakwalifikowany do "Budzika", objęty zostaje pełnym programem leczniczo-rehabilitacyjnym, zawierającym farmakoterapię, leczenie zachowawcze, opiekę pielęgniarską, rehabilitację, pomoc psychologiczną oraz diagnostykę i konsultacje lekarskie. Program leczenia prowadzony w Klinice "Budzik" jest rekomendowany przez Agencję Oceny Technologii Medycznych.

KLAUDIA

W piątek 13 września 2013 roku w "Budziku" wybudziła się pierwsza pacjentka. 16-letnia Klaudia ze Słupska w maju została potrącona przez samochód na przejściu dla pieszych i zapadła w śpiączkę. W lipcu, zaraz po otwarciu, trafiła do Budzika prosto z intensywnej terapii. Po dwóch miesiącach nawiązała kontakt ze swoją mamą, która była cały czas przy niej.

- To oczywiste, że Klaudia jest jednym z pacjentów, którego będę pamiętać już zawsze – mówi Andrzej Lach. - W końcu to pierwsze wybudzenie. Muszę przyznać, że gdy mama Klaudii po raz pierwszy powiedziała nam, że usłyszała z ust swojej córki słowo „mama” podchodziliśmy do tego ostrożnie. Po chwili jednak okazało się, że „mama” rzeczywiście pada, mocno i świadomie. To był moment ogromnego wzruszenia. Nawet niedawno dostałem zaproszenie na 18-stkę – uśmiecha się pan dyrektor.

Klaudia była jedną z pierwszych pacjentek, która doświadczyła, jak ważne jest pojawienie się takiego miejsca. Dotychczas bowiem dzieci będące w śpiączce - ale i ich rodzice - po opatrzeniu tego najbardziej ostrego stanu, w jakim są zaraz po urazie, po etapie ratowania życia, trafiali w czarną dziurę, nie mieli się gdzie ze swoimi problemami podziać. Dzieciaki w stanie śpiączki trafiały do różnych miejsc, do domów, do zakładów opiekuńczo-leczniczych, zostawały dłużej w szpitalach na różnych oddziałach. Ale te wszystkie miejsca nie zapewniały im właściwej opieki i rehabilitacji, na takim poziomie, aby możliwe było ich wybudzenie. „Budzik” daje im taką szansę.

Klinika „Budzik” - dzieło Fundacji „Akogo?” - to jedyna taki w Polsce wzorcowy szpital dla dzieci po ciężkich urazach mózgu, przebywających w śpiączce. Nie ma także takiego miejsca dla dorosłych. - Kilkakrotnie w ciągu tygodnia odbieram telefony z prośbą o przyjęcie dorosłych pacjentów. Z oczywistych przyczyn nie jestem w stanie tego zrobić. Ale mam nadzieję, że w „Budziku” uda nam się wypracować taki program leczniczy, który uda się zastosować także w klinice dla dorosłych, którą ktoś podejmie się stworzyć – mówi Andrzej Lach.

Był jednak moment, kiedy nad „Budzikiem” zebrały się czarne chmury. Kilka miesięcy po otwarciu, pod koniec 2013 roku, kierownictwo kliniki rozważało jej zamknięcie. Kontrakt podpisany z NFZ nie zaspokajał nawet 50 proc. kosztów działania szpitala. - To nie była kokieteria z naszej strony, ani epatowanie opinii publicznej mocnymi wystąpieniami. Rzeczywiście stałem przed widmem zamknięcia kliniki, która dopiero co ruszyła. Wszystko mieliśmy kupione, podarowane, sprzęt, przez prywatnych darczyńców i WOŚP, potrzebowaliśmy jedynie środków na bieżącą opiekę i pensje dla personelu – wspomina dyrektor kliniki.

Teraz sytuacja jest zupełnie inna, ponieważ kontrakt został renegecjowany, szpital stanął na nogi i może normalnie funkcjonować. Niemniej jednak każdy datek dla kliniki jest na wagę złota.

DANIEL

- Daniel był u nas nieco ponad rok. Przez niemal cały okres swojego pobytu konsekwentnie wymykał się wszystkim naszym próbom rehabilitacji. Przez wiele miesięcy po prostu praktycznie zerowy postęp. I nagle, niemal z dnia na dzień, zaczął wypowiadać pojedyncze słowa, by po tygodniu mówić już zupełnie świadomie. Kompletnie się tego nie spodziewaliśmy, że po tylu miesiącach braku jakichkolwiek oznak postępu, nagle coś tak gwałtownie zaskoczy i pacjent pogalopuje do przodu. To było nieprawdopodobne – wspomina Andrzej Lach.

I jednocześnie zaznacza, że wybudzenia ze śpiączki nie wyglądają jak w hollywoodzkim filmie. To nie jest tak, że pacjent nagle otwiera oczy, wstaje i idzie zjeść obiad. To długotrwały i żmudny proces, na który składa się wiele czynników. I za każdym razem wygląda nieco inaczej. Wszystko bowiem zależy m.in. od rodzaju doznanych uszkodzeń i od czasu przebywania w śpiączce.

Zwykle zaczyna się od tego, że pacjent zaczyna skupiać wzrok na jednym punkcie, wodzić oczami, wydobywać modulowane, przemyślane dźwięki, jeśli można rozpoznać, czy dziecko jest niezadowolone, jakie targają nim emocje. Potem lekarze obserwują co raz lepszy kontakt z dzieckiem, z którym są w stanie się porozumieć, np. ściśnięciem ręki. - I tak powoli dochodzi co raz więcej elementów, które składają się na obudzenie – mówi dyrektor.

Zobacz także: Pobiegł przez Syberię dla chorego chłopca

Śpiączka jest stanem, w którym przebywająca w nim osoba potrafi odbierać bodźce z otoczenia, ale sama nie potrafi skontaktować się ze światem zewnętrznym. Pomimo polskiej nazwy, nie jest to sen. W śpiączce bowiem pacjent ma okresy snu i czuwania. - Co jest łatwe do zaobserwowania. Pacjenci reagują na bodźce, wzrostem ciśnienia krwi, szybkością oddechu, zmianą tętna. Dzieci, których rodzice odjeżdżają np. na dwa dni, bo muszą coś załatwić, potrafią nagle dostać gorączki, mają problemy z oddychaniem, a gdy rodzice wracają, wszystko także wraca do normy. Dziecko zdaje sobie sprawę, kto z nim przebywa, odbiera bodźce. Jednocześnie nie potrafi wyrazić tego, o czym myśli, co czuje, co chciałoby powiedzieć. Naszym zadaniem jest im to umożliwić – wyjaśnia Andrzej Lach.

Według statystyk najczęstszymi powodami śpiączki są wypadki komunikacyjne, podtopienia i próby samobójcze. Śpiączka powoduje szereg dodatkowych komplikacji fizycznych – pacjent bowiem nie potrafi odkrztusić, nie może połykać śliny, co prowadzi do nagromadzenia wydzielin, a w konsekwencji zapalenia oskrzeli, płuc. Każda osoba leżąca może mieć także kłopoty z funkcjonowaniem przewodu pokarmowego, spastycznością, zanikiem mięśni, ruchomością stawów. Większość dzieci musi przyjmować leki neurologiczne.

Ale śpiączka to także poważny problem społeczny, który dotyka nie tylko chore dzieci, ale całe ich rodziny. Dlatego tak ważna jest także pomoc psychologiczna. W „Budziku” udzielana nie tylko rodzicom, którzy muszą przewartościować i zmienić całe swoje dotychczasowe życie (najpierw przez rok przebywać na niewielkiej przestrzeni kliniki z początkowo obcymi ludźmi i opuścić dotychczasowe środowisko) ale też personelowi, by zapobiec syndromowi wypalenia. Większa część bowiem ich pracy nie przynosi szybkich, widocznych efektów. A to może zniechęcać i frustrować.

KLINIKA CUDÓW

„Budzik” dysponuje 15 miejscami. - I cały czas zdarzają się nam okresy, w których mamy wolne miejsca, co zawsze jest dla nas zaskoczeniem, bowiem według statystyk pacjentów, którzy mogliby zostać do nas zakwalifikowani jest o wiele więcej. Gdy otwieraliśmy klinikę, obawiałem się prowadzenia kolejki oczekujących, w momencie, gdy czas liczy się tak bardzo, każdy dzień, jakie kryteria wyboru stosować? - pyta retorycznie Andrzej Lach. - A teraz miewamy wolne miejsca, mimo, że ktoś mógłby z nich korzystać. Są ośrodki, z którymi współpracujemy regularnie, z których stale trafiają do nas pacjenci, ale są też takie, które się z nami nie kontaktują niestety – dodaje.

Za sukcesami „Budzika” stoi sztab około 60 osób. Wśród nich są pracownicy z niepełnosprawnościami, którzy w klinice znaleźli satysfakcjonującą pracę i nie muszą obawiać się wykluczenia z rynku pracy. Gdy pytam, jak to jest prowadzić „klinikę cudów”, Andrzej Lach poważnieje: - Efekt wybudzenia jest wypadkową wielu czynników. Nie wiemy na 100 proc. od czego zależy, bo każdy przypadek jest inny, co akurat w medycynie nieco utrudnia. Ale chcemy wierzyć, że to przede wszystkim wynik ciężkiej pracy całego zespołu, rodzica i pacjenta. Ja nie używam słowa „cud', bo jest nadużywane. Jeśli czasem coś niewyjaśnionego nam pomaga – świetnie. Ale tego bym nie przeceniał. To przede wszystkim ciężka praca i zaangażowanie – mówi.

Mimo wszystko, dopytuje, 17 wybudzeń w trakcie półtora roku to imponująca liczba. - Gdy rozpoczynaliśmy, nie miałem żadnych oczekiwań wobec naszej pracy w sensie liczbowym. Chciałem po prostu, by „Budzik” działał jak najlepiej, by zapewniał jak najlepszą opiekę. Teraz, z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to wynik na pewno zadowalający. Ale wbrew pozorom nie zawsze samo wybudzenie jest najważniejsze. Tylko umożliwienie dalszego życia, także tym, którzy do nas nie wracają – kończy.

11 marca 2016 roku udało się wybudzić kolejną osobę ze śpiączki. 9-letnią Natalkę.

POMÓŻ

Klinika „Budzik” im. Oli Janczarskiej powstała w lipcu 2013 roku z inicjatywy Fundacji „Akogo?” założonej przez aktorkę Ewę Błaszczyk, która sama zmaga się ze śpiączką córki Aleksandry.

Dla kliniki ważna jest każda pomoc, dlatego jeśli chcesz wesprzeć jej działanie, skontaktuj się z Fundacją „Akogo?”. Możesz także wykonać przelew, wysłać sms, wziąć udział w aukcjach Fundacji i zrobić zakupy w jej sklepiku.

ALBO przekazać Fundacji 1 proc. ze swojego podatku. Wystarczy, że wypełniając deklarację znajdziesz rubrykę "WNIOSEK O PRZEKAZANIE 1% PODATKU NALEŻNEGO NA
RZECZ ORGANIZACJI POŻYTKU PUBLICZNEGO (OPP)"

W polu "numer KRS" wpisz: "0000 125 054", a w miejscu "Wnioskowana kwota" - kwotę, którą chcesz przekazać (nie większą niż 1% wyliczonego podatku należnego, zaokrągloną do pełnych dziesiątek groszy w dół).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co włożyć, a czego unikać w koszyku wielkanocnym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto