Nie ma bieżącej wody ani nie może korzystać z prądu. Ze ścian odpadają tynki a po opuszczonych, sąsiednich lokalach grasują szczury, psy i... szabrownicy.
- Rozkradli wszystko, od westfalek i wanien, po żelazne okucia i solidne deski podłogowe - twierdzi Teresa Plichta, która zamieszkuje jedno z 12 mieszkań w bloku Osadniki 4. Wszyscy sąsiedzi wynieśli się, gdy przedstawiciele Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, zarządcy nieruchomości, ostrzegli w 1995 r., że konstrukcja ma ukrytą wadę i grozi zawaleniem. Przestraszeni lokatorzy pospiesznie opuścili zajmowane przez siebie lokale, zostawiając wyposażenia łazienek czy kuchni. Bała się również Teresa Plichta, ale nie godziła się na bezwarunkowe opuszczenie własnościowego mieszkania.
- Tu miałam działkę, gdzie uprawiałam zioła. Dzięki temu mogłam dorobić do niewielkiej renty i utrzymać siebie i nastoletnią córkę, którą wówczas wychowywałam sama - wspomina mieszknka Osadnik. - Zaproponowano mi kilkanaście lokali, ale albo moja renta nie starczała na czynsz, albo kazano mi dopłacać bądź remontować na własny koszt. A ja żadnych oszczędności nie miałam.
W końcu budynek został przekazany gminie Gardeja. Miały tu powstać lokale komunalne. Agencja Nieruchomości Rolnych przeznaczyła nawet 300 tys. zł w 2 transzach na remont lokali. Wyremontowane miało być również mieszkanie Teresy Plichty.
- Pani Plichta zażądała jednak na czas remontu notarialnych gwarancji dla lokalu tymczasowego, których nie mogłem jej dać - tlumaczy Jerzy Grabowski, wójt gminy Gardeja. - Odpowiadam za mienie publiczne, więc nie mogę nim swobodnie dysponować.
Tymczasem, zdaniem wójta Grabowskiego, narastające roszczenia połączone z protestami względem kolejnych, składanych pani Plichcie propozycji trwały miesiącami.
- To doprowadziło do takiego podwyższenia kosztów ewentualnego remontu, że przedsięwzięcie przerosło możliwości gminy - twierdzi Grabowski. - Jednocześnie samorząd musiał się rozliczyć z przekazanych przez ANR funduszy. Dopiero negocjacje z agencją pozwoliły przeznaczyć te środki na inny cel, czyli wodociąg w Czachówku - dodaje.
Jerzy Grabowski zadeklarował jednocześnie, że jeśli byłaby wola ze strony Teresy Plichty by raz jeszcze rozważyć możliwe dla obu stron rozwiązania, to spotka się i porozmawia. - Oczekuję jednak otwartości również ze strony pani Teresy - podkreśla Jerzy Grabowski.
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?